przyznam, iż ostatnio włosy
sprawiają mi problemy, zrobiły się na prawdę bardzo niegrzeczne ;D zaczęło się od
wypadania włosów i kruszenia końcówek. postanowiłam zafarbować włosy
mieszanką khadi ciemny brąz oraz indygo, na odrosty zaś, które ostatnio nie chcą łapać koloru, a jak już złapią to wypłukuje się on w zastraszającym tempie, postanowiłam nałożyć jedynie
indygo ze szczyptą soli. robiłam już tak nie raz i o ile na całości włosów średnio się to sprawdzało, na odrostach jednakże super. niestety nie tym razem. obwiniam właśnie sól i dłuższe trzymanie, ponieważ około 3 godzin. zwykle nie miałam problemu z taką kombinacją, ale po ostatnim farbowaniu miałam na głowie dramat ;D
skóra głowy była podrażniona, bolała przy każdym ruchu rozpuszczonych włosów, kiedy je czesałam dokładnie wiedziałam skąd wypadają, ponieważ dało się to odczuć... wpadłam nieco w panikę, przyznaję, nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, więc musiałam nieco improwizować i
po próbie nawilżania skóry głowy olejami, maskami, maskami z olejem, siemieniem lnianym, mycia delikatnymi szamponami poddałam się, ponieważ mam wrażenie, że nie pomagałam a wręcz szkodziłam :e postanowiłam dać spokój, ot tak, zwyczajnie, nic nie nakładać, nic nie wcierać i tak przechodziłam ze 3 dni : ) po tym okresie czasu, wszystko zaczęło wracać do normy, szkoda, że po traconych wręcz kołtunach które lądowały w odpływie pozostało wspomnienie haha ;D staram się zachować pseudo poczucie humoru, jednakże przykro mi na myśl o tych włosach, których już nie ma (dramaturgia). problem został zażegnany, włosy znów wypadają umiarkowanie a ja wróciłam do dawnych zwyczajów pielęgnacyjnych ; )
taka mini historyjka z happy end'em i uszczuplonym obwodem kucyka ;p
zdjęcie wyszło prześwietlone, więc musiałam coś zrobić z oświetleniem w programie (umiemtakbardzo.) -,- a nie miałam szansy zrobić innego :C
EDIT: po profesjonalnej obróbce na instagramie chociaż coś widać ;D
KLIK ;d
plan pielęgnacyjny był tym razem prosty, wręcz za prosty ;p włosy umyłam
czarnym mydłem syberyjskim, babuszki agafii. następnie nałożyłam
mleczną maskę (około 3 łyżek) z jedną łyżką stołową oleju z prażonych pistacji, który kupiłam w lidlu : ) odkąd zaczęłam go stosować, przepadłam,
bardzo przypasował moim włosom, pozostawia je
wygładzone, lśniące i nawilżone, także jestem jak najbardziej na tak (planuję kupić jeszcze z pestek dyni). stosuję go codziennie do masek 'końcowych' (1 łyżka) oraz do olejowania na sucho : ) na mokro to nie moja bajka ;d na odżywkę też ;D
następnie zabrałam się za siemię lniane, do garnka zalanego jedną szklanką wody wsypałam 1 łyżkę stołową lnu i gotowałam około 15 minut? tak czy siak, nieco za krótko, ponieważ mazi wyszło za dużo, a kiedy gotuję dłużej to 'glut' robi się konkretniejszy i bardziej zbity w sobie ;d po spłukaniu maski, wymazałam włosy i wsadziłam pod ręcznik na około 40 minut po czym spłukałam ; ) polubiłam tą metodę, prawie tak samo jak nakładanie żelatyny.
kiedy włosy już niemalże wyschły nałożyłam od połowy 3-4 krople
naturalnego oleju z czarnuszki siewnej i związałam ; )
i z włosowych 'nowości', no przynajmniej dla mnie, ponieważ z marką
seboradin nie miałam styczności nigdy ;o
vitapil biorę od paru dni, zaś
masło shea to nie taka nowość dla mnie, lecz dawno nie miałam okazji nakładać go na włosy, poniekąd, kupiłam je bardziej z myślą o pacykowaniu ciała : )