niedziela, 30 listopada 2014

niedziela dla włosów

tym razem moja niedziela miała miejsce w ubiegłą środę, zważywszy na fakt, iż w weekend po prostu nie miałam kompletnie czasu ;d trafiłam na słoneczny poranek, chyba ostatni w tym roku </3.
włosy były jeszcze lekko wilgotne, kiedy wiązałam je na noc, co nieco widać na zdjęciach.
na dniach planuję zafarbowanie odrostów farbą herbatint, a później rzucę indygo już na całość włosów. chwilowo ustało wypadanie, ostatnio kompletnie nie używam silikonów pod żadną postacią, staram się często olejować, zaś do masek codziennie dokładam łyżkę oleju ; ) brzmi jak aktualizacja włosowa, a nie niedzielne, włosowe poczynania ;e

zaczęłam od olejowania olejem z pestek dyni, który zakupiłam w lidlu już jakiś czas temu. zarówno on, jak i olej z prażonych orzechów pistacji, stanowią moją niemalże codzienną pielęgnację włosów ;d obydwa bardzo dobrze się na moich włosach sprawują. w środę wieczorem robiłam porządki, zatem z olejem na głowie czas bardzo szybko minął, a były to najprawdopodobniej aż 3 godziny ;D następnie umyłam włosy dwa razy szamponem dr bio z olejem arganowym (zauważyłam, że te delikatne rosyjskie cuda, mimo, iż ładnie się pienią, to potrafią mi włosów nie domyć). następnie nałożyłam odżywkę z olejem z rokitnika arktycznego, planeta organica, w tym czasie zagotowałam sobie siemię lniane, ostatnio staram się nakładać również po każdym myciu : ) polubiłam ten zabieg na włosy, choć laminowanie żelatyną wciąż jest moim najbardziej ulubionym sposobem na zadowalający wygląd włosów : ) gluta nałożyłam na włosy wciąż pokryte odżywką : ) spłukałam po 40 minutach, pozostawiłam do naturalnego wyschnięcia.

wtorek, 25 listopada 2014

prośba do warszawianki ; )

cześć Dziewczyny! piszemy dziś do Was z ogromną prośbą, licząc na to, że wśród naszych Czytelniczek znajdzie się jakaś panienka z Warszawy, która byłaby na tyle dobra, by zakupić dla nas pomadki soft matte, nyx w kolorach: copenhagen oraz transylvania : ) niestety jest ona dostępna, z tego co wyczytałyśmy, jedynie w sklepie firmowym właśnie w Warszawie :c oczywiście zwracamy za koszty zakupu oraz przesyłki.
 : ) gdyby jakaś dobra duszyczka zechciała nam pomóc - bardzo proszę skontaktować się z nami na maila: perkypeachalessia@gmail.com

niedziela, 23 listopada 2014

Niedziela dla włosów (jak uzyskać jaśniejszy odcień Henny Khadi Naturalnej)

Mojej niedzieli na blogu nie było od miesiąca. Dziś wracam by pokazać Wam jak po miesiącu moje włosy wyglądają.
W tym czasie rozjaśniałam odrost farbą Allwaves kolor 8.4 miedziany jasny blond. Przy okazji aplikacji na włosy od góry przeciągnęłam farbę również po całości na ostatnie kilka minut, dzięki czemu moje włosy odrobinę się rozjaśniły i nie są tak ciemne. Dodatkowo wyrównała się trochę różnica między ciemniejszą górą (mniej więcej do uszu) a dołem.
3 dni po farbowaniu chemicznym nałożyłam Hennę Khadi Naturalną. Tym razem jednak zupełnie inaczej się za nią zabrałam, ponieważ chciałam uniknąć ciemnienia Henny, które bardzo mnie denerwowało i przez nie musiałam nakładać farbę :<
Hennę rozmieszałam na chwilę przed nałożeniem, nie odstawiałam jej by dojrzała. Wymieszałam proszek z naparem z 4 torebek rumianku na około 300 ml wrzątku, kiedy lekko przestygło.
Do tego dwie łyżki miodu.
Zero soku z cytryny, który pogłębia kolor, a tego chcę uniknąć.
Włosy umyłam dwukrotnie Szamponem Głęboko Oczyszczającym Pilomax, rozczesałam oraz na lekko wilgotne włosy nałożyłam Hennę na niecałe 2 godziny.
Po dokładnym spłukaniu ciepłą wodą umyłam włosy szamponem Cedrowym Planeta Organica oraz nałożyłam odżywkę z tej samej serii ;)
Po wysuszeniu włosy miały idealny kolor, który niestety teraz po miesiącu już lekko wypłowiał i spłukał się.
Henna przygotowana takim sposobem nie jest tak trwała, ale wychodzi jaśniej.

W tym miesiącu również zdecydowałam się na samodzielne podcięcie końcówek, co da się zauważyć ;d nie są tak równe jak zawsze :< Podcięłam około 1 cm.
Wydaje mi się również, że włosy urosły i są trochę dłuższe.
Niestety na zdjęciach nie wyglądają perfekcyjnie, przez dużą wilgotność powietrza, mżawkę, która padała spuszyły się, końce zaczęły się wywijać.

Dziś włosy umyłam Mydłem Cedrowym Bania Agafii, o którym niedługo trochę więcej na blogu, choć na pewno już dobrze je znacie ; )
Nałożyłam na skalp oraz włosy do połowy porcję maski Aloesowej Natur Vital, a na włosy od połowy do końcówek mieszankę porcji tej maski oraz dwóch pompek Olejku Rossmann, Wellness & Beauty z kwiatem wiśni i różą.
Po 20 minutach spłukałam całość, zawinęłam w turban i wilgotne włosy rozczesałam Tangle Teezer'em. Na końce nałożyłam Eliksir z  L'Oréal i niestety podsuszyłam włosy zimnym nawiewem.

niedziela dla włosów, BHD.

wiedziałam, że kiedyś najdzie taki dzień, kiedy zaprezentuję Wam zdjęcie moich włosów, które kompletnie nie będzie mi się podobać ; ) najwyraźniej wczorajsze, sobotnie spa nie przypadło im do gustu i zjadło mi objętość..., chyba po prostu za bardzo je obciążyłam?... ;d albo po prostu to ten uszczuplony kucyk, sama nie wiem.
+ dziś trochę wiało na tarasie ;D
tak jak miałam w planie, zrobiłam mleczko migdałowe, które w przeciwieństwie do mleczka kokosowego nie sprawdziło mi większych problemów, ponieważ wystarczyło zalać (w moim przypadku dowolną ilość, którą widzicie na zdjęciu) migdały wodą (przegotowaną, letnią, również nie duża ilość, gdyż chciałam mleczko jedynie do jednego zabiegu na włosy) i odstawić (przykryłam talerzykiem) na jakieś 12 h. moje przeleżały nieco więcej. następnie wlałam całość do mojego mini blendera i tyle : ) całość przelałam do salaterki przy użyciu sitka, ponieważ zależało mi jedynie na mleczku, wiadomo.
z początku włosy zostały umyte płynem do higieny intymnej, eveline. poczekałam aż przeschną niemalże całkowicie i zaczęłam aplikować mleczko migdałowe, na długości, hm, wmasowując rękami, zaś na skórę głowy wacikiem maczanym w mleczku. włosy trafiły pod foliowy czepek i ciepły ręcznik na około półtorej godziny. następnie popryskałam je wodą z octem (pisałam o tym TUTAJ) i trafiły na kolejne 40 minut w turban. kolejno zostały umyte alterrą, kofeina&biotyna baaardzo dokładnie, ponieważ chciałam mieć za sobą tylko jedno mycie. po odsączeniu wody nałożyłam na niecałe 10 minut odżywkę planeta organica na bazie olejku z rokitnika arktycznego.
i wyszło z tego same widzicie co - bad hair day. na pocieszenie samej siebie dodaję zdjęcie włosów po instagramie, haha, rozpuszyłam je paluchami, ale to nie to samo co zawsze :c zamówiłam sobie wczoraj farbę herbatint w odcieniu czerni, ponieważ ostatnio indygo nie daje rady moim odrostom i wyglądam nieciekawie ; )

piątek, 21 listopada 2014

Organic Shop, Body Desserts, scrub do ciała antyoksydacyjny

Po bardzo pozytywnym spotkaniu ze scrubem tropikalnym tej firmy było mi mało i chciałam wypróbować nowe zapachy, które aż troiły mi się w oczach, kiedy przeglądałam strony internetowe.
Sama nie wiedziałam, na który się zdecydować, wszystkie kusiły nieprzeciętnie.
W końcu zdecydowałam się na scrub o wdzięcznej nazwie Antyoksydacyjny. Nie, nie mam wcale obsesji młodości ; d Skusiła mnie nazwa 'Mango sugar sorbet', ponieważ uwielbiam zapach mango, a peelingu Bomb Cosmetics o zapachu tego owocu skradł moje serce.
Ten niestety nie pachnie tak wspaniale jak wspomniany faworyt : < ale zapach jest bardzo przyjemny, owocowy - czuć mango, limonkę, brzoskwinie.
Peeling jest cukrowy, ma bardzo gęstą konsystencję. lekko lepką, ciągnącą. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Możemy być pewne, że nic nam się nie wyleje z opakowania.
Nie mamy tutaj do czynienia z czymś typowym dla peelingów cukrowych czy solnych, mianowicie oddzieleniem warstwy olejowej i ścierającej.
Kosmetyk zapakowany jest w plastikowe opakowanie, które bardzo podoba mi się wizualnie. Kojarzy mi się z pudełkiem sorbetu owocowego, prosto z zamrażarki ; d
Pojemność jest bardzo duża bo aż 450 ml, a już mogę zdradzić, że jest bardzo wydajny i przy regularnym stosowaniu mniej więcej co 4 dni starczy na około 2 miesiące, a ja go wcale nie żałuję.
Zwykle peeling wykonywałam raz w tygodniu, dlaczego więc tym produktem częściej?
No, niestety, nasz bohater nie jest tak mocny jak moje dotychczasowe scruby i dla dobrego samopoczucia lubię użyć go częściej.
Używa się go bardzo wygodnie, ponieważ nie spływa ze skóry ze względu na swoją gęstą konsystencję, dobrze się rozprowadza i jeśli nie nałożymy go na mokrą skórę tylko na leciutko wilgotną to dość długo możemy cieszyć się masażem, ponieważ cukier nie rozpuszcza się szybko.
Skóra po spłukaniu, które trwa trochę dłużej niż zwykle, jest mięciutka, gładka i dłonie aż ślizgają się po niej. Jest bardzo dobrze oczyszczona, wygładzona, jędrniejsza, a wszelkie specyfiki, które na nią nałożymy wchłoną się w mgnieniu oka.
Żałuję tylko, że po użyciu skóra nie jest pokryta warstwą olejku, nie jest natłuszczona :< ale wiem, że są wśród was fanki właśnie takiego 'wykończenia' po peelingu ; )
Chwilę po zabiegu peelingowania skóra pachnie produktem, ale niestety nie utrzymuje się długo.

Cena, która zapłaciłam to 42,50 zł, co moim zdaniem jest adekwatne do jakości, a przede wszystkim wydajności.

niedziela, 16 listopada 2014

niedziela dla włosów

przyznam, iż ostatnio włosy sprawiają mi problemy, zrobiły się na prawdę bardzo niegrzeczne ;D zaczęło się od wypadania włosów i kruszenia końcówek. postanowiłam zafarbować włosy mieszanką khadi ciemny brąz oraz indygo, na odrosty zaś, które ostatnio nie chcą łapać koloru, a jak już złapią to wypłukuje się on w zastraszającym tempie, postanowiłam nałożyć jedynie indygo ze szczyptą soli. robiłam już tak nie raz i o ile na całości włosów średnio się to sprawdzało, na odrostach jednakże super. niestety nie tym razem. obwiniam właśnie sól i dłuższe trzymanie, ponieważ około 3 godzin. zwykle nie miałam problemu z taką kombinacją, ale po ostatnim farbowaniu miałam na głowie dramat ;D skóra głowy była podrażniona, bolała przy każdym ruchu rozpuszczonych włosów, kiedy je czesałam dokładnie wiedziałam skąd wypadają, ponieważ dało się to odczuć... wpadłam nieco w panikę, przyznaję, nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, więc musiałam nieco improwizować i po próbie nawilżania skóry głowy olejami, maskami, maskami z olejem, siemieniem lnianym, mycia delikatnymi szamponami poddałam się, ponieważ mam wrażenie, że nie pomagałam a wręcz szkodziłam :e postanowiłam dać spokój, ot tak, zwyczajnie, nic nie nakładać, nic nie wcierać i tak przechodziłam ze 3 dni : ) po tym okresie czasu, wszystko zaczęło wracać do normy, szkoda, że po traconych wręcz kołtunach które lądowały w odpływie pozostało wspomnienie haha ;D staram się zachować pseudo poczucie humoru, jednakże przykro mi na myśl o tych włosach, których już nie ma (dramaturgia). problem został zażegnany, włosy znów wypadają umiarkowanie a ja wróciłam do dawnych zwyczajów pielęgnacyjnych ; )
taka mini historyjka z happy end'em i uszczuplonym obwodem kucyka ;p
zdjęcie wyszło prześwietlone, więc musiałam coś zrobić z oświetleniem w programie (umiemtakbardzo.) -,- a nie miałam szansy zrobić innego :C
EDIT: po profesjonalnej obróbce na instagramie chociaż coś widać ;D KLIK ;d
plan pielęgnacyjny był tym razem prosty, wręcz za prosty ;p włosy umyłam czarnym mydłem syberyjskim, babuszki agafii. następnie nałożyłam mleczną maskę (około 3 łyżek) z jedną łyżką stołową oleju z prażonych pistacji, który kupiłam w lidlu : ) odkąd zaczęłam go stosować, przepadłam, bardzo przypasował moim włosom, pozostawia je wygładzone, lśniące i nawilżone, także jestem jak najbardziej na tak (planuję kupić jeszcze z pestek dyni). stosuję go codziennie do masek 'końcowych' (1 łyżka) oraz do olejowania na sucho : ) na mokro to nie moja bajka ;d na odżywkę też ;D
następnie zabrałam się za siemię lniane, do garnka zalanego jedną szklanką wody wsypałam 1 łyżkę stołową lnu i gotowałam około 15 minut? tak czy siak, nieco za krótko, ponieważ mazi wyszło za dużo, a kiedy gotuję dłużej to 'glut' robi się konkretniejszy i bardziej zbity w sobie ;d po spłukaniu maski, wymazałam włosy i wsadziłam pod ręcznik na około 40 minut po czym spłukałam ; ) polubiłam tą metodę, prawie tak samo jak nakładanie żelatyny.
kiedy włosy już niemalże wyschły nałożyłam od połowy 3-4 krople naturalnego oleju z czarnuszki siewnej i związałam ; )

i z włosowych 'nowości', no przynajmniej dla mnie, ponieważ z marką seboradin nie miałam styczności nigdy ;o vitapil biorę od paru dni, zaś masło shea to nie taka nowość dla mnie, lecz dawno nie miałam okazji nakładać go na włosy, poniekąd, kupiłam je bardziej z myślą o pacykowaniu ciała : )

sobota, 15 listopada 2014

tydzień w zdjęciach


Pervoe Reshenie, Planeta Organica, Odżywka do włosów na bazie organicznego ojeku z cedru syberyjskiego

Po zachwytach nad Odżywką Rokitnikową z Planety Organica, która ewidentnie stała się moim KWC, postanowiłam spróbować innych odżywek spod tego szyldu.
Padło na Cedrową, ponieważ naczytałam się o niej dużo dobrego i zachęcało mnie w niej wszystko poza zapachem, który już z opisów nie brzmiał zachęcająco.
Postanowiłam jednak spróbować, bo przecież nie będę pozbywać się możliwości poznania dobrego kosmetyku tylko ze względu na jego zapach, który nie koniecznie jest w moim guście (męska woda po goleniu, z tym mi się kojarzy ;d )
Na wstępie zaznaczę, że odżywka nie zrobiła nic złego moim włosom, natomiast na pewno nie kupię jej ponownie : )
Skład jest prosty, krótki i konkretny.
Prezentuje się bardzo ładnie: zaraz po wodzie mamy olejek cedrowy, kolejno emolient - cetearyl alkohol, olejek z łopianu, wyciąg z pokrzywy białej.

Po przeczytaniu opinii w internecie nastawiłam się na wygładzenie, moich i tak prostych jak druty włosów ;d
Niestety, u mnie odżywka sprawuje się jak zwykły produkt drogeryjny niskiej ceny. Włosy są lekko zmiękczone podczas nakładania i spłukiwania, zdają się być gładsze.
Niestety odżywka nie ułatwia specjalnie rozczesywania, z czym mam problem i na co bardzo liczę używając takich balsamów/masek po myciu.
Włosy po wysuszeniu nie urzekły mnie ani razu, a próbowałam na różne sposoby używać kosmetyku, by tylko się do niego przekonać. Nakładałam na 3 minuty, na 10,min i na 20 min pod turban.
Zawsze efekt był tak samo znikomy.
Odżywka nie nadaje ani spektakularnego blasku, co robiła jego rokitnikowa siostra ;d ani nie wygładza, włosy nie są również bardziej miękkie niż zwykle.
Dodatkowo nie nawilża odpowiednio moich suchych końcówek, które nie dość, że pozostają niewzruszone i suche to puszą się.

Są również plusy:
- nie przetłuszcza włosów
- nie przyśpiesza przetłuszczania
- wysoka wydajność i pojemność (360 ml)

cena, którą zapłaciłam to 16,80 zł.
wiem natomiast, że często można upolować ją taniej ; )

M.

piątek, 7 listopada 2014

Village Candle Spiced Pumpkin, votive, świeczka zapachowa

Dzięki współpracy z Pachnącą Wanną w ramach kolejnej paczki mogłam wybrać sobie dowolny zapach z nowości w asortymencie, firmy Village Candle.
Przyznam szczerze, że wybór zapachów bardzo mnie zaskoczył. Kiedy zaczęłam przeglądać stronę sklepu nie mogłam się zdecydować. Na widok prawie wszystkich świeczek zaświeciły mi się oczy i bardzo ciężko było wybrać tą jedną, którą chcę przetestować.
W końcu z racji zafascynowania moim ulubionym jesiennym warzywem, dynią, postawiłam na Spiced Pumpkin, czyli ciasto dyniowe z przyprawami.

Świeczka, którą dostałam ma formę samplera, czyli małej świeczki, która pali się 18 godzin. Należy umieścić ją w świeczniku albo podzielić na mniejsze części i palić w kominku.
Ja zdecydowanie bardziej wolę formę świecy, dlatego w taki sposób wykorzystałam produkt. Niestety nie paliła się ona aż 18 godzin, o których mowa w opisie producenta : <  Na pewno jednak czas palenia wynosił koło 12 h, co za 11 zł jest dobrą wydajnością.
Ze świeczki, którą wybrałam jestem bardzo zadowolona. Skutecznie uprzyjemniał mi jesienne wieczory.
Aromat świecy jest bardzo intensywny, oceniłabym go na 4 z plusem/5. Po zapaleniu dość długo trzeba czekać na rozwinięcie woni, ale to oczekiwanie zostanie nam wynagrodzone.
Po około 40 minutach zaczyna być wyczuwalny pierwszy zapach, który po godzinie osiąga apogeum swojej intensywności i rozwija pełny bukiet.
Zapach już należy do moich ulubionych i każdemu kto lubi rozgrzewające, otulające, słodkie i korzenne zapachy serdecznie polecam.
Podczas palenia się świecy wyczuwam słodkość dyni i pikantność przypraw korzennych. Czuć nutę pierniczków, imbiru, kardamonu, cynamonu. Całość wzbogacona jest o aromatyczną wanilię.

Zostałam bardzo miło zachęcona do firmy Village Candle i chętnie wzbogaciłabym moją domową kolekcję o produkty tej firmy.
Kuszą mnie m.in. : Maple Butter, czyli syrop klonowy, masło,miód, wanilia. Pychaaaa
Peppermint Mocha - czekolada, kawa, wanilia i mięta pieprzowa,
Vanilla Caramel Swirl- wanilia i karmel,
Blueberry Muffin- masło, cukier, jagody, śmietana,
Caramel Kettle Corn- karmelowy popcorn, to musi być pyszne : ))

i wiele, wiele innych ;d jak widzicie jest w czym wybierać.