Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pielęgnacja cery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pielęgnacja cery. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 lutego 2016

... o tym co spowodowało katastrofę na mojej twarzy

Kiedy skończył się mój ukochany płyn micelarny z Bioloaven, którego używałam głównie jako toniku rano, by odświeżyć skórę i przygotować na krem, zaczęłam się rozglądać za czymś nowym.
Z miłości do marki Ecolab postawiłam na produkt od nich - nie na płyn micelarny, lecz tym razem na tonik. Wybór toników był spory, lecz ja zdecydowałam się na ten z dodatkiem kofeiny. Moją decyzję determinowało to, że kosmetyku będę używać rano, więc takie 'pobudzenie' mnie skusiło i produkt wylądował w koszyku. W sklepie internetowym zapłaciłam za niego około 13 zł za 200 ml.
Opakowanie to klasyczna plastikowa butelka z zamknięciem press. Takie rozwiązanie sprawdza się najlepiej i jest najbardziej użyteczne. Konsystencja typowo wodnista, jak tonik. Zapach delikatny, miły dla nosa.


Na początku naszej znajomości byłam nim zachwycona, urzekł mnie swoim działaniem, nutą zapachową, wydajność również zapowiadała się dobrze.
Po użyciu toniku o poranku skóra od razu się budziła do życia. Kosmetyk zmywał pozostałości kosmetyków po nocy, odświeżał i orzeźwiał. Po jego użyciu twarz była maksymalnie wygładzona, miła w dotyku. Po kilku dniach zauważyłam ogromną poprawę w nawilżeniu skóry. Właściwie mogłam z czystym sumieniem pominąć krem na dzień i nie wołała pić. Było to dla mnie zadziwiające, ponieważ jestem właścicielką bardzo suchej skóry, którą trudno jest zadowolić. Bardzo często bywa ściągnięta, odczuwam nieprzyjemne uczucie braku nawilżenia.
Niestety, po krótkim zachwycie nastąpiła katastrofa. Z dnia na dzień zauważałam, że na twarzy pojawiają się niedoskonałości, które nie znikały nawet po smarowaniu retinoidem - Zorac.
W ciągu kolejnych dni pod skórą również zagościli nieprzyjaciele. Myślałam, że może to kwestia 'kobiecych spraw' i brnęłam w to dalej. Niestety. było coraz gorzej i w końcu przeanalizowałam wszystko co mogło mieć na to wpływ. Jedynym co zmieniłam był właśnie ten tonik.
Odstawiłam go więc natychmiast, ale niestety buzia nie wróciła do swojego pierwotnego stanu bez pomocy. Dopiero po wzmożonym ataku Zorackiem coś zaczęło się zmieniać na lepsze, jednak jeszcze minie trochę czasu zanim wrócę do tego co było.
Teraz nie dość, że muszę pogodzić się z niedoskonałościami to jeszcze nabawiłam się podrażnienia, a skóra jest przesuszona na wiór ;c

Nie podejrzewałam patrząc na skład takiego obrotu zdarzeń. Kosmetyk nie zawiera nic czego moja skóra by nie tolerowała wcześniej.
Woda, gliceryna, woda morska, ekstrakt z jaśminu, Alanyl Glutamine (humektant), Sodium Cocoamphoacetate (bardzo łagodna substancja powierzchniowo czynna), kofeina, kwas hialuronowy, olej jojoba.

M.

piątek, 11 grudnia 2015

Evree, Magic Rose, Krem do twarzy 30+

Nie mam 30+ i jeszcze trochę muszę poczekać na trójkę z przodu ;d Jednak jeśli chodzi o dobór produktów do pielęgnacji nie kieruję się dedykowanym wiekiem na opakowaniu. Ważny dla mnie jest skład produktu, a nie opis producenta.
Dlatego nie zdecydowałam się na krem 20 +, ponieważ nie spełniłby on moich oczekiwań. Moja skóra jest bardzo wymagająca, łatwo ją podrażnić, szybko traci nawilżenie.
Dlaczego więc krem 30+?
Ponieważ miałam już olejek Magic Rose i byłam z niego ogromnie zadowolona. Spisywał się świetnie i tęskniłam za nim, gdy się skończył. Ponadto zapach był niesamowity <3
Czytałam również opinie o kremie i brzmiały zachęcająco.
Analiza składu tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to może być krem dla mnie.


Olej ze słodkich migdałów, masło shea, gliceryna, olejek różany, kolagen, elastyna, witamina C,ekstrakt z róży, panthenol.
Krótko mówiąc duża zawartość emolientów, substancji łagodzących, nawilżających, olejów. Wszystko to co moja skóra lubi najbardziej.
Krem kupiłam z myślą, żeby stosować go głównie rano, ponieważ wieczorem korzystam z dobroci olejów lub kremu na noc Biolaven.
Według producenta przeznaczony jest na dzień i na noc. U mnie jednak używany w ten sposób dwa razy dziennie okazał się niewystarczający. Zaznaczyć jednak muszę, że moja skóra jest bardzo wymagająca i mało co potrafi jej dogodzić.
Dla mnie najważniejsza w kremie na dzień jest aksamitna konsystencja, dzięki której aplikacja jest szybka, a krem szybko się wchłania. Musi również nie pozostawiać tłustej warstwy, a makijaż ma wyglądać na nim nienagannie. Myślę, że jest na tyle dobry, że kiedyś, w przyszłości będzie się na nim trzymał mój makijaż ślubny haha ;d Taka konkluzja wyniknęła z uwagi na fakt, że przeglądam z ciekawości organizowanie ślubów plenerowych. Niestety, z uwagi na pogodę w Polsce, która lubi płatać figle w najmniej oczekiwanych momentach przydałby się coś jak na przykład namioty dmuchane, a może konkretniej nazywa się to halą namiotową ;d
Ważne jest również by koił, nawilżał i chronił skórę przed wysuszeniem przez cały dzień. Bardzo cenię mat, który utrzymuje się przez długie godziny, dlatego krem nie może przyśpieszać przetłuszczania, powodować błyszczenia.
Wszystkie te cechy posiada nasz dzisiejszy bohater. Moim zdaniem to idealny krem na dzień dla skóry wrażliwej, suchej, wymagającej troski.
Wydajność również jest nienaganna, słoiczek starczy na kilka miesięcy codziennego stosowania. U mnie nie spowodował żadnej niepokojącej reakcji - nigdy nie podrażnił, nie uczulił mnie, nie pogorszył wyglądu skóry, nie zapchał porów.
Zapach jest piękny, różany, bardzo uprzyjemnia aplikację.

Cena w promocji -30% w Drogeriach n=Natura to około 20 zł. Normalnie chyba koło 30 zł ; )

Na komentarze z poprzednich postów odpiszemy później ; )

Le`Maadr Laboratoires, A, Łagodząca woda micelarna

Jeszcze kilka miesięcy temu myślałam, że idealnym, niezastąpionym płynem micelarnym jest ten z Garniera. Był moim ulubieńcem i nie szukałabym niczego na jego zastępstwo.
Ale następca sam wpadł mi w ręce, dzięki współpracy z marką Le`Maadr Laboratoires.
Wielki plus za dużą butelkę, która ma pojemność aż 500 ml, czyli tyle co ulubiony Garnier plus dodatkowe 100 ml. Dla mnie bardzo ważna jest duża pojemność, ponieważ nie lubię często kupować takich produktów, jestem zapominalska i potem nagle okazuje się, że kosmetyk się skończył ;c
Opakowanie to duża, plastikowa butelka z zamykaniem. Opatrzona jest etykietą w kolorach różu i szarości. Całość wygląda całkiem elegancko, trochę aptecznie.
Pisanie posta przyszło mi nieco z trudem, ponieważ przeglądam sobie akcesoria pod kątem meblowania mieszkania i zegar ścienny, imitujący płytę winylową (dorwałam go na stronie https://www.bellodecor.com.pl/) po prostu skradł moje serce ;d! Gdybym miała go kupić to nie wyobrażam sobie żadnej innej wersji kolorystycznej tylko czarno-biała, jest taki piękny ;c)


Płyn ma konsystencję wody, jest rzadki, płynny. Nie wyczuwam w nim żadnego intensywnego zapachu - jest raczej neutralny, łagodny dla nosa. Typowy zapach aptecznych kosmetyków bezzapachowych.
Kosmetyk okazał się bardzo wydajny. Używam go codziennie wieczorem do demakijażu, czasem również rano do odświeżenia skóry po nocy. Po prawie trzech miesiącach stosowania zostało go jeszcze połowa. Na pewno spokojnie wystarczy do lutego.
Jeśli chodzi o właściwości - spełnia wszystkie swoje funkcje. Nie mam mu nic do zarzucenia. Oczyszcza skórę bardzo dokładnie, usuwa z niej wszystkie zanieczyszczenia, makijaż. Nie ma problemu by zmyć nim zarówno podkład, jak i cienie, eyeliner czy tusz do rzęs. Ze wszystkim radzi sobie bardzo sprawnie i szybko. Kolejną pozytywną stroną jest kompletny brak podrażnień. Moje oczy po demakijażu innymi płynami bywały zaczerwienione, czasem szczypały - tutaj nigdy to nie miało miejsca. Podobnie twarz - kiedy jest podrażniona po retinoidach bardzo łatwo jej zaszkodzić nieodpowiednim kosmetykiem. Płyn, o którym dziś mowa nigdy nie podrażnił mi skóry, nie spowodował zaczerwienienia czy dyskomfortu.
Mam wrażenie, że produkt ten dzięki swojemu składowi dba o skórę w bardzo delikatny sposób nie wysuszając, a wręcz napinając lekko skórę.
W składzie same dobroci: woda, sok z aloesu, gliceryna, panthenol, alantoina. Wszystko to łagodzi i koi podrażnienia.

cena za 500 ml to około 29 zł.

M.

czwartek, 12 listopada 2015

Pielęgnacja twarzy

Od ostatniej aktualizacji mojej pielęgnacji twarzy http://www.sophieczerymoja.pl/2015/05/moja-pielegnacja-twarzy.html niewiele się zmieniło, ale pojawiło się kilka nowych produktów.
Żel do mycia babydream zastąpił żel Biolaven, który niestety w trakcie drugiego opakowania zaczął mnie zapychać. Odstawiłam wszystko co nowe by być pewną i niestety to jego wina ;c
Zużyję go do mycia dłoni, a ja potulnie wrócę do Babydream.


Nie używam również płynu Garniera, chociaż był świetny. Godnym następcą okazał się płyn LE'MAADR, Łagodząca i nawilżająca woda micelarna do demakijażu. Uwielbiam go tak samo jak Garniera. Niedługo napiszę o nim coś więcej : ) Świetnie zmywa każdy makijaż, nie podrażnia i jest bardzo wydajny. Pojemność to aż 500 ml więc starcza na bardzo długo.

Do porannego odświeżenia skóry używam również płynu micelarnego, ale z Biolavenu. Wspaniale pachnie, wprawiając mnie od rana w dobry nastrój. Lekko nawilża, koi i budzi skórę.

Kremem na dzień, którego używam jest Evree, krem 30+ Magic Rose. Miałam olejek z tej serii, który sprawdził się świetnie i teraz kiedy doczekaliśmy się kremów Evree skusiłam się na ten. Pachnie pięknie, szybko się wchłania i jest idealny pod makijaż.


Dla mnie niestety na noc jest za lekki, dlatego kremem nocnym jest Biolaven, Krem na noc. Konsystencja jest gęstsza, tłustsza. Również wchłania się całkiem zwinnie w przeciągu kilku minut. Można na nim wykonać makijaż, jeśli użyjemy mniejszej ilości. Ja na noc nie żałuję go sobie, a ciągle mimo stosowania przez 3 miesiące mam go trochę : )
Kiedy skóra jest wyjątkowo sucha używam olejku do twarzy z Alterry, który jest w mojej łazience odkąd pojawił się na rynku. Kupuję go systematycznie, jak tylko dobija dna. Nie może go zabraknąć <3

Synchroline, Synchrovit, Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy i dekoltu zużywam pod oczy i na szyję, ponieważ niestety na twarzy się nie sprawdził ;c pod oczami działa świetnie - napina i wygładza, skóra jest odżywiona i nawilżona.

Ciągle kontynuuje kurację Zorac, teraz o mocniejszym stężeniu 0,1%. Nakładam go średnio raz w tygodniu. Stosowany w ten sposób nie powoduje widocznego łuszczenia, a pozwala utrzymać skórę w zadowalającym mnie stanie. Liczę również na efekty w postaci przeciwzmarszczkowej prewencji, ale to okaże się dopiero za jakiś czas : )
Jeśli retinoidy to oczywiście krem z filtrem. Korzystam z tego, który widzicie na zdjęciach, ale szukam następcy. Możecie coś polecić?

Ostatnio na bakier mi z peelingami na twarzy i pomyślałam o takim urządzeniu do domowego peelingu kawitacyjnego http://importmania.pl/pol_m_Urzadzenia-kosmetyczne_Do-salonu_Peeling-kawitacyjny-174.html Swego czasu sporo moich koleżanek wykonywało taki zabieg u kosmetyczki. Ciekawa jestem efektów. Macie z tym jakieś doświadczenia? Cena nie jest wysoka, a spectrum możliwości spore - mnie najbardziej zainteresował wspomniany peeling kawitacyjny oraz sonofereza czyli wprowadzanie preparatów w głębsze warstwy naskórka. Dzięki temu kremy, olejki, sera mają większą szansę zadziałać.

czwartek, 24 września 2015

Synchroline, Thiospot Ultra, 30ml, SPF 50+

Kremy z filtrem to podstawa ładnej, zdrowej, gładkiej skóry. Nie ma lepszego środka zapobiegającego zmarszczkom niż filtry. Im prędzej to zrozumiemy i zaczniemy stosować tym lepiej dla nas ; )
Ja przez długi czas byłam wierna Ziaji 50+ matującej. Zdradziłam ją z tegoroczną nowością La Roche Posay i niestety pożałowałam. Krem mimo wielu zalet miał jedną podstawową wadę - zapchał moje pory ;c
Robiłam trzy podejścia do niego, żeby mieć pewność, że to przez niego i niestety nie pomyliłam się.
Wtedy dzięki firmie General Topics trafił do mnie bohater dzisiejszego posta. Nie jest to typowy krem ochronny. Znajduję się on w linii dedykowanej dla skóry z przebarwieniami. Poza swoim działaniem ochronnym, co jest logiczne w walce z przebarwieniami, kosmetyk ma działanie rozjaśniające zmiany skórne pochodzenia melanicznego, zarówno punktowe, jak i większe.
Nie mam problemów, przebarwień na twarzy. Pozbyłam się ich dzięki retinoidom, które ciągle zresztą stosuję, tylko w mniejszej częstotliwości.
Skóra podczas stosowania takich środków, podobnie jak podczas kwasów, jest podatna na przebarwienia, a jak wiadomo lepiej zapobiegać, niż leczyć.


Krem stosuję każdego ranka po przemyciu twarzy płynem micelarnym Biolaven. Jeśli mam przesuszoną cerę to pod filtr dodatkowo nakładam cieniutką warstwę kremu, a po kilku minutach aplikuję filtr.
Jeśli cera jest w dobrym stanie to krem z filtrem w zupełności sam wystarcza.
Krem ma lekko żółtawe zabarwienie, jednak po rozsmarowaniu staje się przezroczysty. Absolutnie nie bieli, nie pozostawia żadnej barwiącej czy bielącej warstwy. Rozprowadza się błyskawicznie i bez problemów można nałożyć odpowiednią ilość.
Wielkim atutem jest kompletny brak tłustości. Po chwili wszystko się wchłania, pozostaje tylko warstwa typowa dla jakiegokolwiek kremu.
Zapach jest dość intensywny, lekko cytrusowy. Mnie nie przeszkadza, jednak po dłuższym stosowaniu może być męczący. Spod cytrynowej nuty przebija typowy zapach kremu z wysokim filtrem.
Po chwili już można nakładać makijaż, z którym nie ma problemów. Podkład, korektor, puder -wszystko nakłada się tak jak zawsze, na zwykły krem. Krem nie ma wpływu na trwałość makijażu, nie powoduje większego świecenia. Nie spowodował pogorszenia stanu skóry.
Na pewno dobrze chroni przed słońcem, żadne nowe przebarwienia się nie pojawiły podczas jego stosowania.

Produkt ma 30 ml pojemności, zamknięte w poręcznej tubce z zakrętką. Całość znajduje się w kartoniku. W środku znajdziemy również ulotkę
Cena z tego co widzę w aptekach internetowych to około 70 zł.

Myślę, że krem wart jest swojej ceny i na pewno zaopatrzę się w niego w najbliższym czasie, ponieważ skradł moje serce ;d (obym tylko nie zapeszyła!) będę go stosować również zimową porą, także na ewentualny wypad na narty w alpach będzie jak 'ulał' ;d w okresie zimowym moja cera jest bardziej wymagająca ;3

środa, 2 września 2015

Purederm, Maseczka do twarzy z błota Morza Martwego, Mango

Maseczek do twarzy raczej nie używam. Uważam to za zbędny wydatek. Myślę, że regularna pielęgnacja potrafi zaspokoić potrzeby mojej cery i nie wymaga ona dodatkowo maseczek.
Wyjątkiem są maski z Tołpy, które uwielbiam i czasem kupuję. Szczególnie kiedy zależy mi na perfekcyjnym wyglądzie albo kiedy skóra jest przesuszona po retinoidach.
Tą maskę kupiłam zachęcona promocją, już przy kasie, w Hebe. Kosztowała około 5 zł, a na opakowaniu widniał napis 'mango'. Uwielbieniem darzę wszystko o zapachu tego owocu, więc nie mogłam jej nie kupić.
Maskę stosuję zwykle w kąpieli, ponieważ wtedy intensywniej działa, pory skóry zostają otwarte przez ciepło parującej wody.
W przypadku tej maski to szczególnie ważne, ponieważ jej głównym składnikiem jest glinka, która zasycha na buzi, tworząc nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Podobno dobrze jest nie dopuścić do zaschnięcia masek z glinki, dlatego warto albo spryskiwać twarz co jakiś czas albo, właśnie dokładnie tak jak ja, zanurzyć się w ciepłej wodzie. Para wodna z kąpieli będzie powodowała, że maska nie zaschnie.


Opakowanie to plastikowa saszetka w kształcie mango . Zawiera 15g produktu. Należy rozciąć opakowanie, aby zabezpieczyć zawartość przed wyschnięciem ja zawijam brzeg i przypinam wsuwką do włosów.
Konsystencja jest średnio gęsta, kolorem również przypomina owoc mango  #obsesjamango ;d
Bardzo dobrze się rozprowadza, jest śliska i gładko sunie po skórze. Jedna saszetka wystarczyła mi na 3 szczodre aplikacje.
Zapach jest bardzo przyjemny, owocowy, ale nienachalny.
Z działania kosmetyku jestem zadowolona. Nie przepadam za maskami z glinki, bo wysuszają one moją wrażliwą skórę, zbyt mocno ją ściągając. Ta natomiast tego nie czyni.
Twarz jest bardzo gładka i miła w dotyku. Pory są mniejsze, twarz jest matowa i wyraźnie czystsza. Jednocześnie pozostaje nawilżona, odświeżona i rozjaśniona.
Po duecie peeling +  opisywana maska twarz wygląda wyśmienicie. Nałożony na nią krem czy olejek wchłania się błyskawicznie.


W składzie m.in.: glinka, gliceryna, bentonit (naturalny minerał, zwęża pory, odtłuszcza), sorbitol (nawilżenie), ekstrakt z mango, cytryny, klonu srebrzystego, borówki czarnej, ze słodkiej pomarańczy, olejek lawendowy, algi morskie, kwas mlekowy, sól morska, wyciąg z anyżu gwiaździstego.


Też dałyście się na nią namówić w Hebe?; )

Zdjęcia do tego posta niestety mocno średnie, tylko takie znalazłam na mojej karcie, która jest dosłownie w częściach (kiedyś Wam ją pokażę, 'jadę' na niej już dobry rok w takim stanie!) ;d Niedługo skończy się robienie zdjęć na tarasie, oświetlenie znów będzie kiepskie, a żeby zdjęcia wyszły w miarę potrzebne chyba będzie na nowo urządzanie mieszkania, najlepiej ze stołem i krzesłami jak najbliżej okna ;d bardzo nie lubię tych jesiennych i zimowych wieczorów ;c

M.

Biolaven, Żel myjący do twarzy

Kolejna część zachwytów nad marką Biolaven. Żelu do mycia twarzy używam tylko wieczorem, po dokładnym demakijażu płynem micelarnym (również Biolaven ). Stosuję go by zmyć resztki makijażu, dokładnie oczyścić buzię.
Produkt można kupić w plastikowej buteleczce z pompką. Uwielbiam takie rozwiązania. Nic nie jest dla mnie bardziej wygodne w stosowaniu. Zawartość to 150 ml. Cena około 15 zł. Na początku kosmetyki te były dostępne w sklepach zielarskich, internetowych. Teraz z łatwością można je dostać w Auchan i Real'u. Tam właśnie ja kupiłam swój ; )


Szata graficzna typowa dla tej serii, zapach również, choć mniej wyczuwalny niż w innych kosmetykach. Dalej jednak przyjemnie pachnie winogronem i lawendą.
Konsystencja jest średnio gęsta, mnie bardzo odpowiada. Dobrze rozprowadza się nawet na suchej skórze, a po lekkim kontakcie z wodą powstaje delikatna piana. Jedna pompka wystarcza mi na umycie twarzy. Czasem jeśli mam nie domyte oczy z kosmetyków kolorowych to zużywam jeszcze jedną pompkę w celu dokładnego umycia oczu.
Żel świetnie oczyszcza buzie, ale jej nie wysusza, nie pozostawia napiętej czy suchej. Ponadto radzi sobie również z tuszem do rzęs. Zmywa dokładnie pozostałości po eyelinerze wodoodpornym czy cieniach długotrwałych.
Nigdy nie podrażnił mojej skóry. Kiedy jest ona zaczerwieniona i ściągnięta po retinoidach również nie robi jej krzywdy.
Kosmetyk jest bardzo skuteczny, ale jednocześnie łagodny, dzięki czemu mogą z powodzeniem stosować go wszyscy. Nada się zarówno do skóry tłustej, jak i bardzo delikatnej, wrażliwej.
Wydajność jest średnia, ale na pewno nie zużywam go dużo szybciej niż inne żele do twarzy marki Sylveco. Przy stosowaniu raz dziennie wystarcza na około dwa miesiące.
W porównaniu z żelem tymiankowym Sylveco, który miałam okazję stosować, moim zdaniem żel Biolaven jest dużo lepszy, co nie znaczy, że tymiankowy był zły. Dla mnie był po prostu za mocny.

W składzie: woda, lauryl glucoside ( naturalny, delikatny detergent, nie czyniący krzywdy), gliceryna (nawilżenie), cocamidopropyl betaine (kolejny bardzo łagodny detergent), olej z pestek winogron, panthenol (nawilżenie), kwas mlekowy (nawilżenie, wzmacnia barierę ochronną skóry), sodium benzoate (bezpieczny konserwant), olejek lawendowy, zapach.

Jutro wybieramy się po bilety na nadchodzący koncert ;d Tak bardzo nie mogę się doczekać, że jak ich jutro nie będzie ponownie (byłyśmy już wczoraj ;d), to obstawię pierwsze-lepsze krzesło barowe i się stamtąd nie ruszę ;d

Miałyście styczność z tym żelem?;3


M.

czwartek, 18 czerwca 2015

Biolaven, Krem do twarzy na noc

To już staje się nudne, ja wiem ;d Kolejny produkt Biolavenu i kolejny hit. Ta marka to chyba ostatnio moja ulubiona, co widać na blogu.
Krem kupiłam po tym jak zapchał mnie Synchroline. Do pielęgnacji wieczornej używam zamiennie albo olejku Alterry albo właśnie kremu.
Skusiłam się na krem Biolaven, ponieważ skład jest naprawdę fenomenalny, a do tego zapach całej linii uwielbiam. Przypomnę, że pachnie ona winogronem, lawendą i odrobiną cytryny.


W składzie: olej sojowy, olej z pestek winogron, mocznik, emulgatory naturalne z oleju kokosowego, masło avokado, skwalan, panthenol, witamina E, olejek lawendowy.
Same dobroci, które działają na skórę odżywczo, nawilżająco - są i emolienty, i humektanty, do tego antyoksydant. Wszystko wydaje się tłuste czy ciężkie, ale jest tak połączone, że konsystencja jest lekka, szybko się wchłania i już po chwili na buzi zostaje tylko delikatnie tłusta warstwa, która absolutnie nie jest wyczuwalna.
Moja buzia należy do wymagających, suchych i krem ten wręcz pije. Kilka razy nałożyłam go również na dzień i makijaż dobrze się na nim trzymał.



Kosmetyk świetnie koi podrażnienia. Natychmiastowo po aplikacji naskórek odzyskuje komfort. Rano po przebudzeniu twarz jest nawilżona, gładka w dotyku, nie woła od razu kolejnej dawki nawilżenia. Ponadto jest uspokojona, bledsza.
Krem absolutnie mnie nie zapchał, nawet stosowany dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Myślę więc, że jest bezpieczny.
Nie podrażnia oczu, nawet gdy posmaruję również okolice oczy czy powieki.
Wydajność jest bardzo dobra, ponieważ już niewielka ilość starcza na pokrycie twarzy i szyi. Zapłaciłam za niego 22 zł w osiedlowym sklepie zielarskim. Cena na stronie producenta to 24,90 zł.
Pojemność to aż 50 ml zamknięte w miękkiej, wygodnej tubce.

Tymczasem zbieram się na działkę z Ukochanym, nieco się wygimnastykować w porządkach domowych i, hm, 'ogrodowych' ;d Miejmy nadzieję, że nie ucierpi elewacja domu jak ostatnio ;d

M.

niedziela, 14 czerwca 2015

General Topics, Synchroline, Synchrovit Face Cream, Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy i dekoltu

Krem ten otrzymałyśmy w ramach współpracy z marką General Topics. Każda z nas mogła wybrać sobie po dwa produkty. Ja zdecydowałam się na coś do ciała i do twarzy.
Dziś o kremie do twarzy, który początkowo skradł moje serce, jednak ostatecznie musieliśmy przerwać naszą znajomość, ponieważ mimo niewątpliwych korzyści, pojawiły się również wady.


Krem zapakowany jest w plastikową tubkę o pojemności aż 50 ml. Jest ona zakręcana, a aplikacja nie stanowi żadnego problemu. Osobiście wolę takie opakowanie niźli słoiczek, do którego ciągle wtykamy palce i jest to mało higieniczne.
Całość mieści się w kartonowym opakowaniu, na którym mamy również skład produktu, informacje od producenta, a w środku ulotkę.

Wybrałam krem przeciwzmarszczkowy, ponieważ po 20 roku życia trzeba już o tym myśleć. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Nie posiadam zmarszczek, raczej typowe objawy zmęczenia skóry, odwodnienia, kurze łapki w okolicach oczu. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Dopiero stosując ten krem zobaczyłam, jak powinna wyglądać moja skóra i dlatego bardzo żałuję, że musiałam go odstawić.


Konsystencja jest średnio gęsta, dobrze się rozprowadza i już mała ilość starcza na twarz, szyję i dekolt. Szybko się wchłania i już po chwili zapominam, że coś nakładałam na twarz. Była to miła odmiana od stosowania olejków na buzię, których wchłanianie potrafi trwać całe wieki ;d
Nasza skóra pozostaje jedynie pokryta delikatną warstwą, która w żaden sposób nie jest odczuwalna. Zapach jest delikatny, raczej neutralny, lekko przywodzi na myśl apteczne kosmetyki.
Można wykonywać na nim makijaż, ponieważ dobrze się trzyma, nic się nie ściera, nie błyszczy. Krem nałożony cieniutką warstwą jest niesamowicie lekki. Trochę większą ilość pozwalałam sobie nakładać na noc.
Już po pierwszych kilku dniach zauważyłam pierwsze efekty. Po nocy skóra wyglądała na dużo bardziej wypoczętą, była gładka w dotyku i wyraźnie nawilżona.
Krem dobrze sprawdzał się jako nawilżacz podczas stosowania Zoracu, za co należą mu się brawa, bo nie podrażnił ani nie spowodował rumienia.
Po dłuższym czasie używania kremu, mniej więcej po miesiącu, głównie na noc, ponieważ jako krem dzienny stosuję inny kosmetyk, zauważalna była duża zmiana. Skoro nawet na mojej względnie młodej skórze dało się odczuć efekt, to na pewno przy większych zmarszczkach również byłby pomocny.
Cera stała się dobrze nawilżona, miła w dotyku, bardziej napięta i jakby pełniejsza, jeśli wiecie co mam na myśli. Pierwsze zmarszczki zostały wygładzone, okolice oczu i ewentualne bruzdy nosowo-wargowe tak samo. Jakby ktoś odjął mi kilka lat.

Niestety musiałam go odstawić, ponieważ po trzech tygodniach zauważyłam pod skórą grudki. Cera stała się wyraźnie bardziej zanieczyszczona. Kontynuowałam kurację kremem, ale niestety sytuacja tylko się pogorszyła. Wszystko wróciło do porządku kiedy produkt odstawiłam i nałożyłam kilkakrotnie Zorac.
Jestem bardzo rozczarowana, ponieważ kosmetyk naprawdę świetnie się sprawdzał a po półtora miesiąca stosowania zostało mi jeszcze 2/3 tubki, także jest bardzo wydajny.
Chwilowo stosuję go na szyję i w okolice oczu. Rozważam powrót do stosowania na twarz, być może w cyklach co dwa, trzy dni.

Krem zawiera zamknięty w mikrokapsułkach retinol oraz tokoferol, acetyloglukozamina, kwas glukuronowy, izomerat sacharydowy, kwas hialuronowy, czyli wszystko to co ma udowodnione działanie przeciwzmarszczkowe.

Cena na DOZ to 84 zł. Podobno można dostać go również w Super Pharm.
Polecam spróbować, bo efekty naprawdę zaskakują.

Abstrahując od tematu bardzo cieszę się, że nie uległam (a trąbiono o tym zewsząd ;d) o promocji -40% w naturze ;3 zawsze gdy wchodzę do drogerii, kiedy jest tego typu promocja to gdyby tylko moja głowa mogła działać niczym przegub napędowy, to właśnie chodziłaby dookoła własnej osi, aż dostałabym oczopląsu ;d a Wy uległyście pokusie?;3

M.

sobota, 6 czerwca 2015

Biolaven, Płyn micelarny

Miłość do kosmetyków firmy Biolaven trwa i nie wygląda na to by cokolwiek miało ją zatrzymać. Wszystko co zdążyłam już kupić, przypadło mi do gustu. Nie inaczej było z tym płynem micelarnym.
Po długiej znajomości z Garnierem, który sprawdza się u mnie świetnie od ponad roku, ale zwyczajnie mi się znudził, szukałam czegoś nowego. Na oku miałam płyn Lipowy Sylveco, którego jeszcze nigdy nie używałam, a zbiera świetne opinię. Ponadto moje umiłowanie do Sylveco jest chyba dozgonne.
Jednak kiedy w osiedlowym sklepie zielarskim, który od jakiegoś czasu zaskakuje mnie asortymentem, zobaczyłam płyn z Biolavenu, przepadłam. Zdecydowała niższa cena oraz zapach, który w tej linii podbił moje serce.


Skład kosmetyku mówi sam za siebie. Same dobroci, naturalne składniki, łagodne detergenty. Znajdziemy tutaj glicerynę, panthenol, kwas mlekowy, mleczan sodu, czyli kwartet nawilżających humektantów. Ponadto olejek lawendowy o działaniu antyseptycznym, przyśpieszającym gojenie ran, stosowany jest również w kosmetykach do skóry trądzikowej.

Płyn kosztował mnie 14,50 zł za 200 ml. Na stronie producenta cena to 16 zł.
Szata graficzna typowa dla tej linii, która mnie bardzo przypadła do gustu. Kojarzy się z naturą i zdrowiem. Ponadto daje wyobrażenie zapachu, ponieważ widzimy tutaj lawendę. Lawenda nie jest jednak główną nutą zapachową Biolavenu. Moim zdaniem to połączenie słodkich winogron, lawendy oraz kilku kropel kwasowości cytryny.
Intensywność zapachu zbija z nóg <3

Przed użyciem zawsze wstrząsam buteleczką, nalewam na waciki i oczyszczam twarz z makijażu. Płyn świetnie sobie radzi z makijażem twarzy, niezależnie od użytej ilości kosmetyków. Makijaż oczu również nie jest mu straszny. Dobrze zmywa tusz, cienie, nawet smoky eyes czy wodoodporny eyeliner.
Twarz nie jest ściągnięta ani wysuszona, przeciwnie. Jest dokładnie oczyszczona i pozostawia wrażenie odprężenia.
Płynu używam również podczas porannej toalety. Po przebudzeniu przecieram twarz wacikiem nasączonym płynem, dzięki czemu nie muszę używać żelu do mycia i wody, co mojej buzi wyraźnie posłużyło.
Uwielbiam to uczucie odświeżenia, a zarazem odżywienia skóry. Czasem zdarzało się, że rezygnowałam już z kremu na dzień, ponieważ skóra była odpowiednio gładka i nie wołała o dawkę nawilżenia.
Wydajność przy stosowaniu dwa razy na dzień oceniam jako dobrą z plusem.

Teraz zmykam na rower, a wieczorem, hm... najwyraźniej będę 'wysiadywać' krzesła barowe ;d
Dobrej soboty!: )


M.

środa, 20 maja 2015

Moja pielęgnacja twarzy

O pielęgnacji twarzy na naszym blogu nie ma za dużo. Jesteśmy włosomaniaczkami i to jest nasz konik, ale może warto napisać słów kilka o tym jak na co dzień dbam o cerę.


Na zdjęciu znajdują się prawie wszystkie produkty, których używam. Brakuje żelu do mycia Babydream z Rossmanna, tego dużego z pompką oraz maseczek i peelingu. O kremie z filtrem, który używam również pojawi się osobna notka.

Żel do mycia, Babydream służy mi do oczyszczania twarzy po wieczornym demakijażu płynem micelarnym z Garniera, który stał się moim hitem jak tylko pojawił się na rynku. Od tamtej pory kupuję go na okrągło kiedy tylko się kończy.
Płyn micelarny świetnie zmywa makijaż twarzy, jak i ust czy oczu. Do tego nie podrażnia ani trochę, nie powoduje pieczenia nawet wtedy kiedy moja skóra jest nadwrażliwa.
Używam go również rano, zamiast klasycznego żelu do mycia. Zauważyłam dużą poprawę w nawilżeniu odkąd po przebudzeniu tonizuję skórę tym micelem, a nie z pomocą wody.

Krem na dzień to od około 3 miesięcy krem The Secret Soap Store, o którym pojawiła się osobna recenzja http://www.sophieczerymoja.pl/2015/03/the-secret-soap-store-face-cream-25.html. Niezmiennie mój ulubieniec. Makijaż wygląda na nim świetnie, buzia jest nawilżona i elastyczna. Skład wspaniały, działaniu nie mam nic do zarzucenia.

Krem na noc to od około 4 tygodni Synchroline, Synchrovit, Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy i dekoltu. Zawiera m.in. retinol, kwas hialuronowy, tokoferol. Zainteresowałam się nim, ponieważ jestem ciekawa co taki krem będzie potrafił zdziałać na mojej buzi. Pierwsze doświadczenia bardzo przyjemne, na efekty trzeba jeszcze poczekać, ale chyba się polubiliśmy. Niedługo coś więcej na jego temat ; )

à propos retinolu to od ponad roku prowadzę kurację produktem o wdzięcznej nazwie Zorac. Potrafi on rzeczywiście zaorać skórę ; p Dzięki niemu nie mam większych problemów z cerą, dodatkowo liczę na długofalowe efekty przeciwzmarszczkowe.
Stosuję go średnio przez 1,2 dni w tygodniu.

Olejek Alterra z granatem ratuje mnie zawsze wtedy, kiedy moja skóra jest przesuszona, głównie przez Zorac. Wspaniale łagodzi zaczerwienienia, podrażnienia, nawilża i odżywia.
To jedyny olejek, który tak dobrze działa i oczywiście nie zapycha.

Do rzęs od około miesiąca używam L`biotica, Regenerujący krem do rzęs. Cudów nie robi, ale ja mam bardzo duże wymagania i to na pewno przez to takie wrażenie :c
Planuję kupić coś innego do rzęs w najbliższym czasie.

Nie mogłam się oprzeć żeby dorzucić jeszcze jedno, oczywiście nie związane z tematem zdjęcie ;3 niestety, miałam dosłownie ułamek sekundy na zrobienie zdjęcia ukochanego bzu, w domu zorientowałam się, że na zdjęcie załapały się również przewody wysokiego napięcia ;d
(myślałam, że to ciemne to kontynuacja gałązki ;d).

wtorek, 31 marca 2015

The Secret Soap Store, Face Cream 25% Shea Butter, Mój ulubieniec

Krem otrzymałyśmy w ramach współpracy z Pachnącą Wanną i nie ukrywam, że od początku przypadł mi do gustu.
Gdy tylko spojrzałam na opis producenta, a kolejno na skład spodziewałam się tylko pozytywów, choć bałam się zapchania porów.
Na opakowaniu piętrzą się obietnice odmłodzenia, wygładzenia, rozjaśnienia skóry.
A w składzie już na początku zaraz po wodzie Masło shea, Hydrogenated Polydecene (emolient, nawilżacz, substancja bezpieczna do stosowania w kosmetykach), Cetearyl Alcohol (emolient tłusty), Oliwa z oliwek, Olej z kiełków pszenicy, Panthenol, Ekstrakt z torfu, Aloes zwyczajny, Sodium Ascorbyl Phosphate (przeciwrodnikowo, przeciwstarzeniowo), Sok z cytryny, Sodium Polyacrylate (Nawilża, odżywia, zatrzymuje wodę w naskórku), Witamina E, Ethylhexylglycerin (konserwant pochodzenia naturalnego, humektant, działanie nawilżające), do tego konserwanty, substancje poprawiające konsystencję, zapach itd ale nic co wydaje mi się groźne.
Produkt nie zawiera parabenów, SLES, Ftalanów, olejów mineralnych i pochodnych ropy naftowej, substancji z upraw modyfikowanych genetycznie.


Podeszłam do tego kremu trochę jak pies do jeża, ale pokładałam w nim nadzieję, po tym jak załatwił mnie olejek L'Oreal. Szukałam czegoś na dzień i postanowiłam zaryzykować.
Produkt zapakowany jest w plastikowy słoiczek z aluminiową zakrętką, do tego w środku zabezpieczony srebrną folią. Całość zapakowana jest w kartonowe pudełko, w środku którego znajdziemy dedykację "Made for you with loads of positive energy", co jest bardzo miłe ; )
Opakowanie jest trochę retro, trochę eko, co bardzo mi się podoba.
Zapach jest dość intensywny, bardzo naturalny, przywodzi na myśl polne kwiaty, zioła, zieloną herbatę. Pojawia się lekka woń róż.
Konsystencja jest gęsta, maślana, dobrze się rozsmarowuje na skórze. Jeśli nałożymy małą ilość wchłonie się w kilka minut, pozostawiając jedynie delikatną warstwę ochronną, do tego od razu koi, nawilża, uelastycznia. Nie mam zastrzeżeń co do trwałości czy wygody nakładania na niego makijażu, świetnie się sprawdza pod podkład, buzia nie świeci się bardziej niż zwykle.
Gdy wieczorem wykonuję demakijaż twarz nie jest ściągnięta i sucha.
Czasem nakładam kosmetyk na noc grubszą warstwą, wtedy rano budzę się z lekko tłustą skórą. Za to zyskuję mocne nawilżenie, ujędrnienie i ujednolicenie kolorytu. Twarz wygląda na wypoczętą, zaczerwienienia i naczynka są uspokojone.

Bez wątpienia ten produkt stał się moim ulubieńcem. Stosuję go od prawie dwóch miesięcy i nie spowodował żadnych niespodzianek. Przeprowadził prawdziwą przemianę mojej wiecznie suchej, ściągniętej skóry, która wygląda teraz o wiele lepiej.
Krem starczy mi na pewno na kolejne dwa miesiące, ponieważ jest bardzo wydajny. Należy zużyć go w przeciągu 6 miesięcy od otwarcia.

Cena w Pachnącej Wannie to 55 zł za 50 ml.

M.