tego posta obiecywałam już od dawien dawna, także chyba najwyższy czas by go dodać i rozwiać wątpliwości względem mojego skrętu włosów, który jak pewnie zauważyłyście jest na każdym razem inny, ale jakiś wspólny mianownik względem innych niedziel posiada.
z tego miejsca pragnę serdecznie pozdrowić
Iwonę, która napisała do mnie dwa dni temu pytając właśnie o to w jaki sposób uzyskuję tak 'efektowne' fale na włosach. spytałam się jej również czy zdjęcie, które jej przesłałam coś wyjaśniło (dla mnie cały ten pseudo koczek, to zwykłe związanie włosów u samej góry, dlatego potrzebowałam potwierdzenia) i... owszem : ) dlatego zamieszczę go również na blogu : )
pozwolę sobie zacytować
Iwonę, ponieważ powiedziała coś czego ja nie potrafiłam wyrazić haha
"związuje jak do kucyka a drugi raz po prostu "niepełnie"" no właśnie dokładnie tak!

na zdjęciach włosy są świeżo po umyciu (
i przepraszam, za tło, byłam w trakcie sprzątania w szafie i mam tendencję do wywlekania;d), poniekąd jeszcze troszkę wilgotne - natomiast zazwyczaj staram się spinać włosy wyschnięte w 100%.
więc jak to robię? kiedy włosy są już niemalże suche, przystępuję do ich rozczesywania. kiedy włosy są już rozczesane następnie rozcieram wtedy 2-3 kropelki jakiekolwiek oleju naturalnego (zazwyczaj lekkiego, by nie utłuścić włosów). moje włosy są po takim kilkakrotnym rozczesywaniu bardzo wygładzone, mięciutkie i proste (na miarę swoich możliwości).
następnie (ponieważ lubią się zbijać w kolonie ;d) potrząsam głową w dół ze dwa, trzy razy i włosy się rozdzielają od siebie. zbieram je w gumkę u samej góry tworząc taki pseudo koczek, który jest po prostu najzwyklejszym upięciem 'na szybko' ;d
wiem, że pewnie spodziewałyście się jakiegoś super sposobu, a ja Was odarłam ze złudzeń :c
skręt zależy od użytych przeze mnie kosmetyków. moje włosy uwielbiają proteiny, których najczęściej dostarczam im w postaci żelatyny. wtedy fale wyglądają naprawdę ładnie. po samym olejowaniu skręt moim zdaniem jest już brzydszy : )
o sposobie na laminowanie możecie przeczytać w poście
ulubione zabiegi w pielęgnacji włosów.
i to by było na tyle. a na koniec mała zmiana, której nie mogłam sobie odmówić - mianowicie -
rozjaśniłam sobie jedno pasemko włosów spod spodu haha, nie mogłam się powstrzymać, pisałam Wam wielokrotnie, że taka chęć siedzi we mnie już od dawna.
niestety, ale zamawiając
dekoloryzator uber, nie doczytałam, że nie rusza kompletnie włosów farbowanych naturalnie i samych naturalnych również nie (macie tak czasami, że zamawiacie coś bez większego zgłębienia tematu, ja niestety często, ponieważ jak się na coś napalę to kaplica sykstyńska), haha, ale przydał się na początku, kiedy po nałożeniu
rozjaśniacza z joanny (było go już wiele, a właściwie sam proszek rozjaśniający) wtenczas, po nałożeniu
uber moim zdaniem kolor zjaśniał, więc nie było to aż tak wielkie zmarnotrawienie 80 zł ;d do tego w gratisie zapach zgniłych jaj, jaki moje pasemko roztaczało sobą na drugi dzień miło umycia włosów. bezcenne.



oraz niedzielne, spóźnione poczynania włosowe. dziś moje włosy mi się nie podobają, jak same widzicie, 'koczek' ten sam co zawsze, a skręt jakiś dziwny ;d : ) pewnie dlatego, że brakło protein w włosowym spa, za to postawiłam na olejowanie, które chociaż ładnie je nawilżyło.
zaczęłam od umycia włosów
isana med, urea shampoo i poczekałam aż włosy przeschną.
olejowanie:
olej z pestek dyni, zakupiony w lidlu. czekam aż je wykończę (wciąż mam ten z prażonych orzechów pistacji) i kupię sobie jakiś nowy : ) są aż zanadto wydajne ;o
mycie:
alterra kofeina&biotyna
maska: nieśmiertelny,
mleczny kallos z dodatkiem 1 łyżki oliwki BDFM. moje włosy do olejowania jej nie tolerują, albo inaczej - efekt jest co najmniej średni, jednakże dodana do maski dała efekt nieco bardziej zadowalający.
na koniec, po wyschniętych włosach przeciągnęłam
2 kroplami olejku z pestek granatu roztartymi uprzednio bardzo dokładnie w dłoniach : )