z kosmetykami
Bingo Spa mam raczej znikomą styczność - mimo, iż
auchan (czyli miejsce gdzie między innymi można się w nie zaopatrzyć) mam niemalże pod samym nosem.
nigdy specjalnie mnie nie nęciły, a kiedy już się na coś skusiłam, nie wspominam tego zbyt sympatycznie, ale...
... kiedy zaproponowano nam współpracę, postanowiłam, że dam im jeszcze jedną szansę i sumiennie przetestuję
wybrane przez siebie produkty.
padło oczywiście na kosmetyki do włosów, choć może powinnam zdecydować się na coś, na przykład, wyszczuplającego, tudzież ujędrniającego -
może spisałoby się lepiej ; )
pierwsza recenzja będzie o
masce do włosów, masło shea i pięć alg.
od producenta:
Maska BingoSpa do włosów zawiera masło Shea (karite) i botaniczny kompleks pięciu alg: Ascophyllum, Spiruliny, Laminarii, Morszczynu i Nori.
Masło Shea charakteryzuje się wysoka zawartością kwasów tłuszczowych (oleinowy, stearynowy, linoleinowy) oraz znaczną ilością frakcji niezmydlających się co stanowi o wysokiej wartości masła Shea jako czynnika nawilżającego i podtrzymującego elastyczność włosów. Regeneruje włókno włosa, odbudowuje ich strukturę od cebulek po same końce i wygładza ich powierzchnie, nadając im niezwykły połysk.
Algi morskie dzięki zawartym w nich solom mineralnym, z których najważniejszą jest jod, wzmagają metabolizm i wzrost wymiany osmotycznej, co powoduje eliminację nadmiaru wody z tkanek oraz redukcję złogów tłuszczowych. Składniki organiczne - kwas alginowy, fukoidyna i laminaryna - zwiększają elastyczność skóry i działają przeciwzapalnie.
dlaczego ociągałam się z opinią o produkcie? miałam na to dwa miesiące, a właściwie już po dużo krótszym czasie wyrobiłam sobie o niej zdanie, niestety, nie najlepsze ;d ALE chciałam jej dać jeszcze jakąś szansę.
z maską próbowałam na sto różnych wariantów,
na prawdę starałam się znaleźć na nią sposób, ale po prostu się
nie udało.
mieszałam z olejami (!) czyli z czymś co
ZAWSZE pomagało mi jakoś 'uratować' odżywkę/maskę, wypróbowałam wszystkie (
heenarę, bhringraj, olejek odbudowujący z yves rocher, oliwę z oliwek, olej z pestek malin), które miałam w domu, choć w sumie mogłam sobie oszczędzić już po jednym, ponieważ wszystkie solo działają fenomenalnie, a skoro w przypadku tuningu nic nie udało mi się osiągnąć... to nie kwestia oleju.
mieszałam z mleczkiem pszczelim, miodem, kawą - czyli wszystkim co kochają moje włosy, ale ... niestety nie w duecie z TĄ maską.
w grę wchodziły również różne przedziały czasowe, kiedy produkt pozostawał na włosach - pod turbanem, a w wielu przypadkach nawet podgrzewanym suszarką.
po takich akrobacjach nie trudno zgadnąć, iż
użytkowanie solo to po prostu nie przyjemna sprawa?
włosy po zmyciu maski były
szorstkie, puszące się.
odebrała im blask, zrobiła z nich niekształtną całość, skręt znikł - krótko mówiąc
NIE ZA DOBRZE.
jeśli chodzi o
opakowanie to jest ono proste, może nawet za bardzo proste... mimo wszystko funkcjonalne, lubię odkręcane opakowania w przypadku masek do włosów, gdzie mogę włożyć łapsko.
pod nakrętką znajduje się również wieczko, nie utrudniało mi ono użytkowania w żaden sposób, mimo, iż to dodatkowa czynność, którą trzeba wykonać by dostać się do produktu ;p
konsystencja w porządku - nie spływa z włosów, jest taka 'akuratna',
zapach dość przyjemny, ale wolę inną 'nutę zapachową' w tego typu produktach.
maska jest wydajna i 500 g to na prawdę dużo, lecz w tym przypadku nie jest to zaleta.

jeśli mimo wszystko chciałybyście jej spróbować (
na wizażu chociażby zbiera dość dobre opinie), to polecam kliknąć
TUTAJ.
ostatecznie
cena około 15 złotych to nie fortuna (za taką pojemność), a nuż, widelec się komuś przysłuży : )