Chyba jako jedne z ostatnich blogerek otrzymałyśmy do przetestowania kosmetyki od firmy pilomax.
Minęło już i tak trochę czasu odkąd je zużyłam, więc warto coś o nich wspomnieć.
W paczuszce znalazły się dwa, niepełnowymiarowe produkty (w każdym po 70 g), grzebień do włosów, turban i ulotki informacyjne.
I może zacznę od końca, czyli właśnie od akcesoriów.
Grzebyk wydawał się na pierwszy rzut oka beznadziejny, z plastiku. Myślałam, że nie poradzi sobie z rozczesaniem wilgotnych włosów, połamie się w najmniej spodziewanym momencie i zamierzałam rzucić go gdzieś w kąt. Ale pewnego dnia zawieruszył się mój ulubiony grzebień i nie miałam wyboru. Z nastawieniem bardzo negatywnym, myślami w stylu 'wyrwie mi wszytkie włosy, auć' zaryzykowałam i wtedy przekonałam się do niego. Nie jest tak dobry jak mój ulubiony, ale można nim spokojnie rozczesać włosy, nie wyrywa ich, nie plącze. Rozczesywanie trwa dłużej, ponieważ sama wielkość pozostawia wiele do życzenia, ale mam go zawsze w kosmetyczce, bo zajmuje mało miejsca i nie waży prawie nic.
Moim faworytem za to stał się turban na głowę.
Po raz pierwszy użyłam go po myciu i byłam zdziwiona, dlaczego w ogóle nie osuszyły mi się włosy ; o
Kolejnym razem założyłam już tak jak zalecał producent, nałożyłam maseczkę do włosów i trzymałam pod turbanem.
Od tamtej pory robię tak zawsze wtedy, kiedy funduję moim włosom dłuższą chwilę z odżywką i mam wrażenie, że kosmetyk lepiej wtedy działa. Po 5 minutach efekt jest lepszy niż po pół godzinie siedzenia bez turbanu.
Trochę odbarwił mi się od rumiankowej odżywki, ale łatwo się pierze i szybko schnie.
co do samych kosmetyków od marki pilomax to tak na prawdę mam podzielone zdanie i chyba nie przekonały mnie na tyle, żeby zakupić pełnowymiarowe opakowania.
Zacznę od, moim zdaniem, gorszego produktu, jakim jest Maska regenerująca włosy suche i zniszczone jasne (mam włosy w kolorze miedzianego blondu).
Plusem jest to, że nie zawiera sls, sles, parabenów i silikonów.
Natomiast co do samego działania to nie zachwyciło mnie, niezależnie czy trzymałam ją na głowie 10 minut czy godzinę.
Producent zaleca użycie 1 łyżki produktu na średniej długości włosy. Ja na moje zatem musiałabym nałożyć dwie łyżki i w miarę się to sprawdza, ponieważ nakładam tylko od połowy długości i to w ilości skromnej.
niestety o ile podczas nakładania czuć lekkie zmiękczenie włosów, o tyle przy spłukiwaniu włosy są poplątane jak przed, szorstkie w dotyku, a rozczesywanie zajmuje dużo więcej czasu, włosy aż szeleszczą, są takie szorstkie.
Takie odczucia miałam po każdym użyciu.
wprawdzie po wysuszeniu wyglądały już dobrze, ale niestety to co przeżywałam po myciu dyskwalifikuje ten produkt.
Lepsza okazała się druga maseczka.
Również do włosów jasnych, farbowanych i po dekoloryzacji, czyli wypisz wymaluj do moich : )
Trzyma się ją 10 minut i włosy są jak z obrazka, no, może końcówek nie nawilża tak jak bym chciała.
Zmiękcza, wygładza, włosy są błyszczące.
Rozczesują się tak jak zwykle, nie utrudnia tego na pewno tak jak jej siostra ;p
no i jest wydajniejsza.
z nowości przeznaczonych do włosów, zakupiłam ostatnio dwa cudeńka.
tzn o jednym z nich czytałam, między innymi, na blogu eve, drugie zaś cudeńko występuje w sieci raczej rzadko i właściwie znalazłam jedną opinię na blogu.
mimo wszystko mam szczerą nadzieję, że mi się przysłuży! <3 a testowanie zaczynam od dzisiejszego, wieczornego umycia włosów : )
Polowałam na te maski od jakiegoś czasu, przydatna recenzja :)
OdpowiedzUsuńfajne kosmetyki, chociaż ja bym się najbardziej ciszyła chyba z turbana :D:D
OdpowiedzUsuńMam te dwie maski Pilomax, już niedługo biorę się za zużywanie :)
OdpowiedzUsuńMam do włosów ciemnych są całkiem fajne ;)
OdpowiedzUsuń