niedziela, 31 sierpnia 2014

niedziela dla włosów

dziś, a właściwie wczoraj, ponieważ moja niedziela odbyła się w sobotę ; ) znów pokażę Wam efekt po zabawach z żelatyną, wiem, powtarzam się, ale to głównie dlatego, gdyż chciałam sprawdzić, czy ostatnia niedziela, w której (moim zdaniem) moje włosy wyglądały na prawdę okay, była dziełem przypadku, zrządzenia losu czy innych takich. przepraszam, ale dziś kompletnie nie mam nastroju, więc ten post będzie mniej-więcej taki - co mi ślina na język przyniesie.

tak prezentowały się dziś, po gumce, bez stylizacji to się ułożyły jak się ułożyły:
tak wczoraj po wyschnięciu i rozczesaniu: zdjęcia może nie oddają całego ich, hm, uroku, bo wiadomo nie mam humoru i nie chciało mi się nic, na czele ze zdjęciami hahaha :C

od czego zaczęłam? od oczyszczenia włosów, tym razem wpadł mi w ręce płyn do higieny intymnej, eveline, ponieważ zawierał SLS, a ja, dziwnym zrządzeniem losu - w domu nic innego z czymś silniejszym nie miałam.
następnie wmasowałam odżywkę garnier masło karite i olejek awokado, bez spłukiwania.
czekałam aż przeschną po czym nałożyłam olejek khadi z różą (przepraszam, ale egzaltowanie się nim chyba nigdy mi nie minie, on jest po prostu genialny), na mniej więcej półtorej h.
i potem, z wciąż naolejowanymi włosami, poszłam do kuchni rozmieszać łyżkę żelatyny z czterema łyżkami gorącej wody (tym razem mam już zdjęcia) + pięć łyżek oliwy z oliwek:
siedziałam podgrzewając całość pod foliowym workiem, ponieważ oczywiście czepek gdzieś się zapodział przez 30-40 minut, nie patrzyłam dokładnie na czas. następnie zmyłam szamponem alterra, biotyna&kofeina i przeciągnęłam na minutę po całości niveą, intensive repair i to by było na tyle ; )
jestem od tego sposobu laminowania kompletnie uzależniona.

sobota, 30 sierpnia 2014

Satinique, Szampon i odżywka przeciw wypadaniu dla włosów kruchych i łamliwych

Dzisiejsze produkty otrzymałam w ramach współpracy z firmą Amway dokładnie miesiąc temu. Przemiła Pani Aleksandra zostawiła mi wolną rękę w doborze serii odpowiedniej dla mnie. Początkowo miałam dostać produkty do włosów farbowanych, jednak z powodu zbyt długiego czasu oczekiwania zdecydowałam się na inną serię, mianowicie do włosów kruchych i łamliwych.
Z perspektywy czasu oceniam swój wybór jako dobry, ponieważ kolor po Hennie absolutnie się nie wypłukuje tak szybko jak farby chemiczne i nie potrzebuje takiej ochrony koloru.
Za to ochrony włosów - już jak najbardziej.
Cytując z materiałów prasowych firmy Amway:

"Szampon i odżywka zapobiegające wypadaniu włosów energetyzują i stymulują skórę głowy, zapobiegając utracie włosów cienkich, delikatnych i uszkodzonych. Zawarty w kosmetykach unikalny kompleks ENERJUVE skutecznie odżywia mieszki włosowe. Kosmetyki pomagają przywrócić prawidłowy stan skóry głowy, co sprzyja wzrostowi nowych włosów i utracie do 1800 pasm włosów miesięcznie*. Przy zastosowaniu masażu, produkty stymulują krążenie, czego rezultatem są grubsze włosy o większej objętości*. Wyciąg z żeńszenia wspomaga proces eksfoliacji skóry głowy, co zwiększa wchłanianie składników odżywczych zawartych w innych produktach pielęgnacyjnych. Wyciąg z liści morwy, dzięki właściwościom antyoksydacyjnym, stymuluje wzrost zdrowych włosów."

Zarówno szampon, jak i odżywka przypadły mi do gustu. Na tapetę weźmy najpierw szampon : ) Pojemność to 280 ml zamkniętych w eleganckiej, srebrnej butelce z porządnego plastiku. Butelka ma dobrą zakrętkę, którą raczej ciężko urwać, a mnie się to zdarza, szczególnie w pośpiechu.
Butelka dobrze leży w dłoni, nie wyślizguje się nawet z wilgotnej.
Szampon ma gęstą, białą konsystencję, jest "śliski" w dotyku, dzięki czemu świetnie rozprowadza się na skalpie i włosach. Bardzo mała ilość wystarczy by umyć włosy, dzięki czemu jest wydajny. Podczas masowania skóry głowy wytwarza się duża ilość, miękkiej piany. Niestety, zawiera SLS, przez co nie stosuję go codziennie, ale na przykład raz w tygodniu lub do zmywania ciężkich olejów.
Włosy po umyciu są dobrze oczyszczone, lekkie, gładkie, puszyste i miękkie. Nie przetłuszczają się również szybciej niż zwykle.
Niestety, osobiście nie mogę powiedzieć za dużo na temat zmniejszenia wypadania włosów, ponieważ nie stosuję produktu wystarczająco często. Jednak szamponu używa regularnie moja mama, która zauważyła, że włosów wypada jej mniej, zachwalała również poprawienie kondycji kosmyków oraz lepsze układanie.
Odżywkę stosuję średnio 2 razy w tygodniu, jako szybki 'poprawiacz' wyglądu włosów i w tej roli sprawuje się świetnie. Wystarczy nałożyć ją na 2-3 minuty i spłukać, by cieszyć się pięknymi włosami.
Już podczas nakładania włosy stają się miększe, efekt ten potęguje się podczas spłukiwania, by osiągnąć apogeum na wyschniętych już włosach.
Odżywka sprawia, że włosy praktycznie rozczesują się same, szczotka aż ślizga się po nich. Rzadko który kosmetyk daje mi tą przyjemność, ponieważ moje włosy lubią się plątać i rozczesanie ich zajmuje zwykle dłuższą chwilę.
Po wyschnięciu są mięciutkie, wygładzone i nawet przesuszone końcówki wyglądają lepiej.
Do tego nie obciąża, nawet nałożona na skalp.
Pojemność odżywki jest taka sama, jak szamponu czyli 280 ml. Opakowanie również wygląda dokładnie tak samo, z tą różnica, że jest w kolorze białym i tylko nakrętka jest srebrna.
Konsystencja jest biała, średnio gęsta, natomiast nigdy nie zdarzyło jej się spłynąć z włosów. Wydajność typowa jak na odżywkę. Po miesiącu mam jeszcze około 1/3 opakowania.
Obydwa kosmetyki można dostać w sklepie internetowym Amway, cena szamponu to 57 zł, Odżywka 60 zł.

Tutaj przykłady 'niedziel dla włosów' w których (między innymi) zostały zastosowane wyżej opisane produkty ; )
http://www.sophieczerymoja.pl/2014/08/niedziela-dla-wosow-pierwsze-farbowanie.html
http://www.sophieczerymoja.pl/2014/08/niedziela-dla-wosow_24.html

piątek, 29 sierpnia 2014

Żel do mycia rąk STRAWBERRIES & CREAM Bomb Cosmetics

Dzięki nawiązaniu współpracy z Pachnącą Wanną mam okazję przetestować kilka produktów, a dziś o jednym z nich ; )
Na pewno zauważyliście, że produkty Bomb Cosmetics uwielbiam. Zarówno peelingi, masła do ciała czy pod prysznic oraz wspaniałe babeczki do kąpieli.
Tym razem miałam przyjemność poznać kolejny produkt ten marki, mianowicie żel do mycia rąk o zapachu słodziutkich truskawek na śmietankowej kołderce.
Czyż nie brzmi bajecznie?
Żel zamknięty jest w przepięknym błękitnym opakowaniu w truskawki z wygodną pompką, którą można zablokować w razie konieczności.
Pojemność jest większa niż standardowych produktów tego typu, ponieważ to aż 300 ml, które starczą nam na długo, ponieważ wydajność produktu jest na prawdę wysoka, a to bardzo istotne biorąc po uwagę cenę, która nie jest najniższa, bo koszt to 39,00 zł.
Samo opakowanie to już ozdoba naszej łazienki, a kiedy dodamy do tego zapach mamy perfekcyjny dodatek do pomieszczenia, który docenią wszyscy goście.

Konsystencja to gęsty przezroczysty żel, który absolutnie nie spływa z dłoni i całkiem nieźle się pieni, jak na produkt bez silnych środków myjących (żel nie zawiera SLS i parabenów).
Wystarczy kropla by dokładnie umyć dłonie, które pozostają czyste i wspaniale pachnące. Zapach truskawek ze śmietaną bardzo mi się podoba, nie jest zbyt chemiczny, dobrze odzwierciedla prawdziwy zapach letnich owoców polanych słodką śmietanką i posypanych cukrem.
Woń jest na tyle intensywna, że dłonie pachną nią przez długo, co jest wielkim plusem. Jeszcze jednym atutem jest fakt, iż żel absolutnie nie wysusza skóry, a moja jest na to podatna i po innych środkach myjących typu mydło odczuwam ściągnięcie. Tutaj nie ma tego nieprzyjemnego uczucia.

Żelu zdarzyło mi się również użyć kilkakrotnie jako produktu pod prysznic i świetnie się sprawdził w tej roli,  dodatkowo wypełnił całą łazienkę pięknym aromatem na długie godziny.
Skóra była miękka, gładka i pachniała cudownie. Nie wymagała natychmiastowej interwencji w postaci balsamu czy oliwki.
; )

środa, 27 sierpnia 2014

Tołpa, Dermo face, Hydrativ. Maska-kompres nawilżająco-odprężająca na twarz i pod oczy

Uff, ale długi tytuł ; p
Maseczka, o której dziś napiszę, to mój niezbędnik, co zdaje się być dziwne, ponieważ od maseczek raczej stronię i nie używam.
Kiedyś regularnie nakładałam na twarz maseczki z glinki czy z alg. Efekty? Były, ale głównie zaraz po zmyciu, na dłuższą metę nic nie działały, dlatego przestałam używać.
Teraz kiedy męczę swoją buzię retinoidami skóra nie jest już tłusta lecz przesuszona, odwodniona, często podrażniona.
Podstawa to dobry krem oraz olejek, ale czasem kiedy jest na prawdę źle i nic nie pomaga, sięgam po tą maseczkę.

Producent zaleca ją właśnie do skóry odwodnionej i bardzo suchej. Do tego ma łagodzić podrażnienia, regenerować mikrouszkodzenia, wygładzać i uelastyczniać.
Wszystkie obietnice producenta są moim zdaniem spełnione, co nie zdarza się często w przypadku innych maseczek.

Maska ma świetny, naturalny skład. Nie zawiera sztucznych barwników, PEG-ów, sylikonów, parafiny, są za to roślinne składniki aktywne: torf Tołpa, kompleks kiełków pszenicy, drożdży i hialuronianu sodu. Do tego oleje : macadamia, jojoba oraz masło shea.
Konsystencja jest gęsta, o kolorze białym, łatwo się rozprowadza na skórze i jeśli nałożymy mniejszą ilość to wszystko wchłania się skórę w przeciągu kilku minut.
Wystarczy spłukać resztki i cieszyć się nawilżeniem i ładniejszym kolorytem.
Ja jednak, mając bardzo suchą i podrażnioną buzię, nakładam maseczkę inaczej. Aplikuję na twarz, w tym również pod oczy i na powieki (w te miejsca zdecydowanie mniejszą ilość) grubszą warstwę maseczki tak, że cała buzia jest wręcz biała i nie spłukuje maski przez około 30 minut.
Po tym czasie skóra jest dużo spokojniejsza, elastyczna, zdrowiej wygląda, jest rozjaśniona, znikają zaczerwienienia. W dotyku również czuć gładkość i nawilżenie.
Jeszcze lepsze efekty uzyskuję, kiedy taki seans z maseczką urządzam sobie podczas kąpieli w wannie. Ciepło i wilgotność powietrza zwiększa penetrację skóry.
Oczywiście efekt nie utrzymuje się w nieskończoność, ale w sytuacji podbramkowej nawet kilka godzin bez ściągniętej skóry to dla mnie duża ulga ;)
Jeśli nie macie takich problemów ze skórą jak ja, na pewno maska na dłużej poprawi wygląd cery, będzie również ekonomiczniej.

Maska użyta grubszą warstwą starcza mi na 4 aplikacje, jeśli nakładam cieńszą warstwą na 'zdrowszą' skórę wydajność zwiększa się do 6 użyć.
Moim zdaniem za cenę 6, 90 zł warto się skusić ; )

wtorek, 26 sierpnia 2014

r o z d a n i e z okazji III urodzin bloga ; )

właśnie mijają nam trzy lata odkąd zaczęłyśmy blogować i z tego tytułu zapraszamy Was na rozdanie urodzinowe : )
zestaw I: *BOMB Cosmetics Świeczka zapachowa Kokosowe pianki *BOMB Cosmetics - Deser kakaowy na 4 kąpiele TRUSKAWKOWE NAWILŻENIE

zestaw II: *Hakuro H50s pędzel do podkładu FLAT TOP *Pędzel do różu i bronzera Hakuro H24

zestaw III: dobrany przez nas zestaw 'niespodzianka' pielęgnacyjny (do twarzy i ciała)
 

zgłoszenia przyjmujemy (oczywiście) na blogu, więc prosimy wpisywać się według poniższego schematu, w komentarzach pod tym postem.
fanpejdż, klik
link do zdjęcia, które musi zostać udostępnione


'lubię' sophie czerymoja na facebook'u jako:
obserwuję jako:
mail kontaktowy:
wybieram zestaw:

!pod uwagę będą brane zgłoszenia, w których zostaną spełnione wszystkie wymienione przez nas warunki (publiczne obserwowanie bloga sophieczerymoja, publiczne udostępnienie zdjęcia konkursowego na facebook'u, oraz 'polajkowanie' nas na facebook'u)!

rozdanie trwa od dziś (26.08.2014 r) do 09.09.2014 r

niedziela, 24 sierpnia 2014

Niedziela dla włosów

Włosy są już 3 tygodnie po farbowaniu Henną Khadi. Kolor lekko się wypłukał z najjaśniejszych kosmyków, poza tym na długości jest taki sam.
Niesamowicie mi się podoba, jest taki żywy i naturalny, a włosy wyglądają zdrowo.
W przyszłym tygodniu będę farbować farbą chemiczną odrosty, a kilka dni później nałożę ponownie Hennę. Mam nadzieję, że odrost ładnie się zrówna z resztą włosów.

Dziś natomiast najpierw umyłam włosy Szamponem Yves Rocher, Wygładzający szampon z ziarnami gombo. Po umyciu delikatnie rozczesałam grzebieniem włosy i na wilgotne nałożyłam około łyżkę Oleju Sesa Egzotyczna. Wmasowałam dokładnie we wszystkie włosy, z naciskiem na końcówki. Zawinęłam pod turban i siedziałam tak ponad godzinę.
Po godzinie na włosy z olejem nałożyłam Maskę Pilomax, Henna Wax, Regenerująca maska do włosów jasnych i całość ponownie zawinęłam w termiczny turban na około godzinę.

Zwilżyłam włosy odrobiną wodą, spieniłam przez dobrą chwilę i kiedy zmyłam maskę sięgnęłam po szampon.
I tu pojawia się problem, ponieważ mam straszny problem ze zmyciem Sesy z włosów :<  Dzisiaj umyłam włosy raz szamponem z SLS - Satinique zapobiegający wypadaniu włosów, a kolejno ponownie Szamponem wygładzającym Yves Rocher  i to aż dwukrotnie
Po takim oczyszczaniu mam pewność, że włosy są umyte i czyste, ale mam wrażenie, że całe dobro, które nałożyłam wcześniej na włosy zostaje w odpływie

Na koniec nałożyłam Odżywkę Odbudowującą Yves Rocher pomieszaną z pół łyżeczki Olejku Odbudowującego również Yves Rocher.

Po 10 minutach spłukałam dokładnie i odsączone ręcznikiem z wody wysuszyłam chłodnym nawiewem. Następnie rozczesuję włosy Tangle Teezer'em i nakładam na końce Olejek z Isany.
Dawno nie było moich prostych włosów na blogu, więc dziś takie właśnie : )
Dodatkowo włosy podcinałam samodzielnie w domu 2 tygodnie temu i wyszły nawet fajnie.

Może któraś z was mogłaby mi polecić co zrobić by domyć olejek Sesa z włosów bez takich problemów?
Dodam, że z każdym innym olejkiem nie miałam takich rewolucji.

niedziela dla włosów, laminowanie idealne

włosy farbowane czystym indygo tydzień temu.
wiele, wiele razy obiecywałam sobie, iż na któreś z kolei niedzieli pokażę Wam efekt po laminowaniu włosów, jednakże przeczesując internet i napotykając przypadki przeproteinowania, kołtunów i resztek żelatyny we włosach, jakoś po prostu odciągałam to jak mogłam.
nie było to moje pierwsze laminowanie, lecz teraz mogę śmiało powiedzieć, iż przetestowałam ulubiony sposób na 'żelatynowanie' włosów ; ) o laminowaniu mogłabym stworzyć osobnego posta, by opisać jak dokładnie próbowałam osiągnąć efekt idealny, dziś skupię się tylko na tym co przyniosło mi na prawdę genialne efekty.
lubię kiedy na moich włosach dzieje się coś nowego, coś czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam pod względem wyglądu i przede wszystkim dotyku ;>
włosy po żelatyno-olejowaniu, obudziły we mnie duszę 'artysty', musiałam je aż wrzucić pod instagramowy efekt, który przypadł mi do gustu oczywiście bardzo, ponieważ lekko fioletowe i niebieskie włosy to moje marzenie, które na razie musi mi wystarczyć na zdjęciach tego typu ;p które prezentuję poniżej (włosy wyszły ekstremalnie długie, bo się pokurczyłam jak kaszalot, mam za niski statyw do takich zabaw) ;p także ułożenie tułowia bywa mylące ;D
wyżej włosy po 20 minutowym koczku, tuż po wyschnięciu, zaś poniżej po przespanej nocy, już bez żadnych cudów, stylizacji i efektów kolorystycznych: mycie: przystąpiłam do głębokiego oczyszczenia szamponem pilomax. poczekałam aż włosy niemalże wyschną, następnie nałożyłam genialny pod każdym względem olejek khadi z różą (klik, klik)
olejowanie: w między czasie oddałam się różnym obowiązkom, trzy godziny minęły mi z olejkiem na głowie niemalże w mgnieniu oka ; ) następnie zaczesałam włosy do tyłu, wsypałam do miseczki łyżkę żelatyny, wlałam doń 4 łyżki gorącej wody, dokładnie wymieszałam (by nie było grudek) i dodałam do tego 5 łyżek (na oko) oliwy z oliwek. przyznam, że nawet nawet się ze sobą połączyło, choć nie tak na 100% do końca, ale zadanie i tak zostało spełnione wedle moich oczekiwań ; ) tak przygotowaną maź wysmarowałam w wciąż naolejowane olejkiem khadi włosy. do przyjemności tego bym nie zaliczyła, ponieważ było lepkie w dotyku, a włosy pomału zaczynały sztywnieć. udało mi się jednak równomiernie wszystko nałożyć, schować pod foliowy czepek i podgrzewać suszarką co 10-15 minut. całość zmyłam po 40 minutach. troszkę powstała gdzie-niegdzie skorupa, która minimalnie 'ciągła w dół' (przy pochyleniu głowy typowo do mycia), ale po 'wprowadzeniu' ciepłej wody + szamponu wygładzającego z yves rocher zniknęła, a włosy pięknie się domyły za pierwszym razem : ) na koniec, dosłownie na minutę, przeciągnęłam po włosach odżywką nivea, long repair i pozostawiłam włosy do wyschnięcia drogą naturalną ; ) rozczesały się z dziecinną łatwością, szczotka wręcz po nich sunęła sama ; ) wyglądały na prawdę zadowalająco : ) od tej pory wprowadzam laminowanie włosów jako stały element pielęgnacji.
na koniec zdjęcie z fleszem ; )
i tutaj bonus ;p większość z Was chciała zobaczyć zdjęcie moich włosów w wersji prostej, udało mi się maksymalnie wytracić skręt dzięki laminowaniu właśnie : ) tak wyglądały tuż po wyschnięciu i rozczesaniu : ) proszę kliknąć TUTAJ : )
niestety mam tylko w wersji czarno-białej.

piątek, 22 sierpnia 2014

Laboratorium Pilomax, Henna Wax, Regenerująca maska do włosów jasnych

Maska do włosów Pilomax jest czymś kultowym. Produktem, który chyba większość włosomaniaczek miała, próbowała, pokochała lub nie.
Ja po kilkunastu użyciach tej maski nie mam wyrobionej do końca o niej opinii, ale jako, że produkt dobija dna, podzielę się moim zdaniem.
Wspomnę tylko, że produkt dostałam w prezencie na spotkaniu blogerek w Leszczynach : )
Maska zamknięta jest w plastikowym słoiczku zatykanym pokrywką. Za pojemność 240 g zapłacimy około 23 zł, na DOZie cena to 22,90 zł.
Moim zdaniem nie jest to zbyt wygórowana cena, aczkolwiek mogłaby być niższa.
Wydajność nie jest zła, raczej średnia.
Zapach jest bardzo sztuczny, mnie nie podoba się w ogóle :< jest taki perfumowany. Widziałabym tutaj zupełnie inną nutę zapachową, bardziej naturalną.

Produkt ma gęstą konsystencję, zawiera małe drobinki, które nie pozostają potem na włosach.
Dobrze się rozprowadza, nie spływa z włosów, jednak sugerowana przez producenta ilość potrzebna do jednej aplikacji moim zdaniem jest zbyt mała.
Ja potrzebuję co najmniej dwukrotnie więcej, by pokryć włosy, o skalpie nie wspomnę, ponieważ tam też nakładam małą ilość.

Maskę nakładałam zwykle po myciu na minimum 20 min, zwykle ponad pół godziny. Trzymałam pod turbanem w cieple, następnie spłukiwałam.
Włosy nie robiły wrażenia zaraz po umyciu, kiedy były mokre. Ciężej było mi je rozczesać, plątały się, końce były suche.
Dopiero po wyschnięciu i nałożeniu serum na końce, włosy wyglądały ładnie. Stawały się lekkie, puszyste, końcówki się wygładziły i pięknie lśniły.
Niestety ten moment wysychania denerwuje mnie na tyle, że sięgam po suszarkę, nie mogąc znieść sianka na swojej głowie.
Często nakładałam również maskę na olej, by pomóc go zmyć, a przy okazji odżywić włosy i zadziałać łagodząco na skalp.
W takim wypadku maska dobrze się sprawdza: olej lepiej się zmywa, włosy już podczas mycia są miękkie i potem mogę nałożyć tylko na chwilę odżywkę, a włosy są pięknie nawilżone i gładkie. Wyglądają po prostu zdrowiej, są bardziej mięsiste, gęste.
Dodatkowo, moim zdaniem, regularnie stosowana pomaga walczyć z wypadaniem włosów. Ja nie używałam właściwie nic innego na ten problem, a wypadanie ograniczyło się znacznie.

środa, 20 sierpnia 2014

rozpoczęcie kuracji rzęs, long4lashes

ostatnią aktualizację rzęs robiłam tak dawno, że nawet nie pamiętałam kiedy i musiałam po prostu poszukać posta na blogu, oto i on: klik, klik. : )
właściwie już wtedy nosiłam się z zamiarem zakupu long4lashes, ale zwyczajnie niemalże zawsze znalazło się coś tańszego i bardziej potrzebnego na 'chwilę obecną' : )
bodajże tydzień temu zaszalałyśmy z Moniką i zainwestowałyśmy tą niemałą kwotę 80 zł w pielęgnację rzęs.
dziś chciałabym Wam pokazać stan rzęs przed rozpoczęciem kuracji, zaczynam ją dopiero dziś (użyłam w ciągu minionego tygodnia może z 2-3 razy) z uwagi na fakt, że miałam ostatnio sposobności by się przyłożyć, wygonić lenia i stosować odżywkę codziennie, czyli krótko mówiąc systematycznie.
co stosowałam do tej pory?
starałam się jak tylko mogłam, ale niestety przerwy również miały miejsce - odbudowującą odżywkę do rzęs, biogena pharma, którą miałam przyjemność otrzymać na Beauty Lunch'u : ) trzymajcie kciuki za moją systematyczność i postaram się zrobić post po miesiącu, czy są zauważalne jakiekolwiek efekty : )