niedziela, 30 marca 2014

niedziela dla włosów

dwie, minione niedziele upłynęły pod znakiem rudości, zatem czas wtrącić nieco czerni. włosy farbowane były 2 tygodnie temu indigo i przyznam szczerze, że daaawno nie miałam takiego przesuszu na głowie ;e dopiero porządne olejowania pod rząd pomogły, bo trudno mi było włosiska okiełznać. sztywne, niemiłe w dotyku, fujka.
wpadają w odcień granatowej czerni, w słońcu zaś można doszukać się nawet lekkiego fioletu gdzieniegdzie.
zdjęcie robione w świetle dziennym, przy oknie.
mycie: oczyszczenie włosów szamponem z SLS, eva natura, do włosów osłabionych, wypadających, łamliwych, czarna rzepa.
po umyciu, nałożyłam odżywkę garnier, sekrety Prowansji, morela i olejek migdałowy, po paru minutach spłukałam. chciałam ażeby włosy łatwiej się rozczesały.
drugi szampon, green pharmacy, szampon do włosów suchych, olej arganowy i granat został wykorzystany do zmycia z włosów olejów (dla pewności umyłam dwa razy) o których już za chwilkę.
olejowanie: na długość mix oliwy z oliwek i oliwki BDFM, którą notabene moje włosy baaardzo lubią i portfel zresztą też.
na skórę głowy podgrzany mix oliwy z oliwek i olejku łopianowego green pharmacy z czerwoną papryką.
odżywka: po zmyciu olejów szamponem green pharmacy, użyłam odżywki tomotei, drogocenne olejki, którą zakupiłam jakiś czas temu w biedronce za 6 zł. przypasowała mi, jak najbardziej, mimo faktu, iż w składzie (niestety) posiada m.in składniki takie jak: disodium EDTA, oraz paraffinum liquidum, których unikam w kosmetykach, więc zakupiłam ją po raz ostatni.
poza tym: olej arganowy, olej ze słodkich migdałów, olej kokosowy, ekstrakt z jaśminu, gliceryna.
sylikony, łatwe do usunięcia za pomocą łagodnych detergentów:
amodimethicone, dimethicone, stearamidopropyl dimethylamine (sylikon pochodzenia roślinnego, zmywalny wodą).
podobny efekt na włosach uzyskiwałam po odżywce nivea, long repair.
płukanka: siemię lniane z dodatkiem kolagenu i elastyny.
jak zawsze przesadziłam z lepkością siemienia i miałam dosłownie gluta na włosach a nie płukankę ;p wysuszyłam suszarką, ponieważ odnoszę wrażenie, iż pozostawione same sobie schłyby w nieskończoność.
włosy były, co prawda, sztywniejsze, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, wydawały mi się grubsze, gęstsze i bardzo ładnie odbijały światło.

środa, 26 marca 2014

bananowy raj, the body shop

Popijając nową herbatkę bananowo-karmelową, pozostanę dziś wieczorem w temacie tego owocu do końca ; )
uwielbiam banany, uwielbiam ich smak, zapach.
Stąd również herbatka o takim aromacie. Kosmetyki z taką nutą zapachową to dla moich zmysłów prawdziwa rozpusta.
Kiedy w the body shop pojawiła się promocja na dwa kosmetyki z serii bananowej w cenie jednego skusiłam się również ja :)

Odżywka, którą kupiłam wygląda jak zmiksowane owoce. Zapach ma przepiękny, dokładnie odzwierciedla świeżutkie banany. Kolor również żółciutki.
Konsystencja dość gęsta, nie wylewa się z dłoni, ale nie jest tak aksamitna jak innych drogeryjnych odżywek.
Nakłada się dobrze i mimo tego, że nie żałuję jej sobie, jest dość wydajna. Nie używam jej codziennie, ale kilka razy w tygodniu tak, a włosy myję każdego dnia i spokojnie starczy mi jeszcze na długi czas. Może do kolejnej promocji ; d

Jest to dla mnie zwykły, codzienny produkt do pielęgnacji.
Nie robi wielkiego szału z włosami, ale są przyzwoicie zmiękczone, łatwiej się rozczesują, błyszczą i wyglądają zdrowo.
Już podczas aplikacji czuję, że włosy stają się miękkie, a bardzo to lubię. Mogę je wtedy przeczesać palcami i zawinąć w turban.
Zostawiam tak na 20 minut zwykle, a czasem na 5 i efekt jest podobny.
Czasem mieszam z gliceryną lub serum hialuronowym i wtedy odżywka działa bardziej jak maska. Dociąża włosy i końcówki są mniej suche.
Niewątpliwie doceniam również to, że absolutnie nie obciąża i nie przyśpiesza przetłuszczania.
Włosy są leciutkie jak piórko, ale nie napuszone, tylko gładkie.
Mam tylko jedno zastrzeżenie do tego produktu.
Dlaczego zapach nie utrzymuje się na włosach :<  Gdyby tak było to używałabym jej dozgonnie.

Plusem jest również skład, w którym znajdziemy banana, lecytynę, kwas askorbinowy i panthenol.
Nie posiada parabenów.

cena to 25 zł za 250 ml.

niedziela, 23 marca 2014

Niedziela dla włosów

Włosy farbowane 6 tygodni temu Allwaves marchewkowy 9.44.
Za około dwa tygodnie chyba wybiorę się do fryzjera na kolejną koloryzację, bo to już ta pora ;d
Dziś było dość minimalistycznie w pielęgnacji.

Przed myciem nałożyłam na godzinę mieszankę maski mlecznej Kallos, 5 kropli gliceryny, porcji wielkości orzecha laskowego kwasu hialuronowego oraz dużej łyżki oleju arganowego.
Po godzinie pod turbanem, zwilżyłam włosy wodą oraz masowałam przed dłuższą chwilę, by łatwiej domyć włosy z oleju, po czym całość spłukałam.

Mycie: Zmyłam wszystko moim nowym szamponem Schwarzkopf  Essence ULTÎME, Biotin Volume, o którym więcej niż niedługo.
Użyłam go do dwukrotnego mycia.

OdżywkaSchwarzkopf  Essence ULTÎME, Biotin Volume, czyli z tej serii co szampon.  Również moja nowość, o której (jeszcze) właściwie nie mam wyrobionej opinii.
Nałożona na 3 minuty.
Do ostatniego płukania użyłam chłodnej wody.

Włosy wyschły naturalnie, ponieważ nigdzie się nie śpieszyłam.
Kiedy już były prawie suche w skalp wtarłam wodę brzozową firmy Gloria, której używam od około dwóch tygodni, by przyśpieszyć porost włosów, a w szczególności grzywki, której zapuszczania podjęłam się po ponad 8 latach bycia razem </3.
Na końce nałożyłam krem pielęgnacyjno - wygładzający GJM Soft Cream firmy Jalyd professional.

niedziela, 16 marca 2014

Niedziela dla włosów

Jak w każdą niedzielę rozpieszczam swoje włosy ; )
Przypomnę tylko, że farbowane 5 tygodni temu Allwaves marchewkowy 9.44

Olejowanie: Przed myciem na dwie godziny nałożyłam Olejek antycellulitowy „Brzoza i Pomarańcza”z Alterry. Stosuję go zwykle na ciało, ale do włosów również dobrze mi służy.
Łatwo się zmywa i odżywia, nie powoduje puszenia.

Mycie: Alterra, szampon regenerujący 'Makadamia i figa'. Umyłam włosy dwa razy, by dobrze spłukać olej.
Opakowanie już dobija dna.

Odżywka: Użyłam odżywki bananowej z The Body Shopu pomieszanej z kilkoma kroplami gliceryny, ponieważ sama z siebie nie nawilża odpowiednio. Trzymam pół godziny pod turbanem i spłukuję letnią wodą, na koniec chłodną.
Włosy po niej pięknie pachną, nie są obciążone, a nakładam od samego skalpu w dość dużej ilości.

Włosy wyschły naturalnie, a kiedy były już suche nakręciłam je na opaskę. Była to moja pierwsza próba i jestem zakochana w tej metodzie.
Całość zajęła mi może kwadrans, wszystko wytrzymało całą noc a rano rozpuściłam włosy i miałam chyba najładniejsze loki jakie kiedykolwiek mi się udało wyczarować ;d
Na zdjęciach efekt godzinę po rozpuszczeniu.
Nie utrwalałam niczym włosów, a fryzura trzyma się cały dzień, mimo wizyty na siłowni i wietrznej pogody.
Po 3 godzinach skręt poluźnił się i włosy podobają mi się jeszcze bardziej.

wtorek, 11 marca 2014

Eveline Cosmetics, Ujędrniająco-wygładzający balsam pod prysznic

Wielki boom na balsamy pod prysznic skutecznie mnie omijał, ponieważ większość z nich opierała się na parafinie, co skutecznie mnie zniechęcało.
Zresztą nie wierzyłam, że to może na prawdę coś zdziałać, poza tym, że ładnie nas oblepi pochodną ropy naftowej, co nie brzmi kusząco.
Aż pewnego dnia na półce w Rossmannie zobaczyłam ten balsam, za kuszącą cenę, około 15 zł w wygodnej butelce z pompką o pojemności 350 ml.
Spojrzałam od razu na skład i miło się zdziwiłam, dlatego od razu wzięłam do koszyka ; )
Nie ma parafiny, ale jest wazelina, za to jest olej sojowy, masło shea, gliceryna, olej arganowy, lecytyna, karnityna, witamina A i E.
Pomyślałam, że na dodatek wazeliny (która stoi w sumie na równi z parafiną) w takim połączeniu, z tyloma składnikami aktywnymi, mogę przymknąć oko.

Produkt ma:
   ujędrniać i napinać
   idealnie wygładzać
 ♥ długotrwale nawilżać
Na dokładkę ponoć jest hipoalergiczny, chociaż ma bardzo intensywny zapach, który utrzymuje się na skórze przez kilka godzin.
Dla mnie pachnie bardzo przyjemnie, lekko 'luksusowo', słodko, ale perfumowanie.
Używanie go to sama przyjemność.
Najpierw myjemy się żelem, potem nakładamy ten balsam, odczekujemy chwilę i spłukujemy. Już podczas spłukiwania czuć, że skóra jest natłuszczona, gładka i taka tłusta w dotyku.
Po wytarciu się delikatnie ręcznikiem tłusta warstwa znika, a skóra jest pachnąca, nawilżona, gładka i rzeczywiście jędrniejsza przez kilka kolejnych godzin.
Nie wierzę oczywiście w to, że taki balsam wystarczy i nie muszę już niczym innym się smarować, ale raz na czas, kiedy się śpieszę, albo kiedy moja skóra jest bardzo przesuszona i chcę ją zabezpieczyć na cały dzień, nie czekając aż tłusty balsam się wchłonie by się ubrać, używam właśnie tego.
A wieczorem oczywiście bardziej skoncentrowany produkt.
W takiej roli sprawdza się świetnie. Jako uzupełnienie naszej codziennej pielęgnacji.
Wydajność jest średnia. Przy codziennym używaniu na pewno zniknąłby bardzo szybko, ale ja używam go okazjonalnie i po około niecałych dwóch miesiącach i kilkunastu aplikacjach jeszcze go mam w mniej więcej 1/3 opakowania ; )

niedziela, 9 marca 2014

Niedziela dla włosów

Kolejne rude wydanie 'Niedzieli dla włosów' na naszym blogu : )
Włosy są już równo miesiąc po farbowaniu, kolor wyraźnie się rozjaśnił i teraz dużo bardziej mi się podoba. Nadal jest widoczna delikatna różnica w kolorze, ale nie przeszkadza mi już ona wcale.
Planuję przechodzić jeszcze 3 tygodnie i dopiero zafarbować ponownie.

A dziś było tak:

Olejowanie: na dwie godziny przed myciem nałożyłam olej ryżowy - moje nowe odkrycie, którego właściwości dopiero próbuję bliżej poznać, jednak na pewno nie mam po nim puchu, a to już coś w moim przypadku.

Mycie: Rossmann, Babydream, Uniwersalny żel do mycia w nowej już wersji, skład lekko zmieniony, ale dalej mi służy.
Używam tego płynu do wszystkiego, do twarzy, ciała, włosów i zawsze sprawdza się świetnie.
Włosy lekko plącze, ale dobrze spłukuje olej.

Odżywka: Planeta Organica, odżywka Aleppo, nałożona szczodrze i włosy pod turban na pół godziny.
Niedługo o tej odżywce nieco więcej na blogu : )

Płukanka: Dziś po prostu woda z sokiem z cytryny, która nadaje blasku i powoduje, że włosy mniej się przetłuszczają.
Do pół litra chłodnej, ale nie zimnej wody dodaje sok z połowy cytryny i przepłukuje tym włosy, wcierając również w skalp.

Włosy wysuszone zimnym nawiewem suszarki, tak jak prawie za każdym razem odkąd temperatura nie pozwala wyjść z wilgotną czupryną, czyli od października mniej więcej.
Nie mogę doczekać się już ciepłej wiosny i zerwania z suszarką.
Po wysuszeniu woda brzozowa w skalp, głównie w okolice grzywki, gdyż planuję ją zapuszczać i liczę na przyspieszenie porostu ; d

piątek, 7 marca 2014

bomb cosmetics, kremowa babeczka do kąpieli

Marzyłam o czymś takim od dawna, śliniąc się do monitora, przeglądając sklepy internetowe i wpisy na blogach. Moja miłość do Bomb Cosmetics jest niezmiennie wielka i uczucie tylko umocniło się dzięki tej znajomości, o której dziś napiszę ; )

Mowa o kremowej babeczce do kąpieli o zapachu czekolady z malinami.
Według producenta: "Pokłady malinowej rozkoszy z domieszką podwójnej porcji czekoladowej przyjemności. Maślane czary, które odżywiają, nawilżają i nadają smakowity zapach Twojej skórze. Naturalne olejki z Kadzidłowca oraz Drzewa Sandałowego dopełniają czarów, uwodząc Twoje zmysły. Soczyste, dojrzałe maliny spoczywają w sercu aromatu, a kremowa wanilia i karmel wykańczają go, łącząc się w bazie z królem wszystkich czekoladowych zapachów!"

Od zawsze byłam fanką kąpieli w wannie, ale nigdy nie miałam produktu, który tak by mi to umilił.
Płyny tworzą pianę, ale skóra jest wysuszona, sól zmiękcza wodę, lecz nie robi nic więcej.
Nigdy nie byłam tak zadowolona jak teraz.

Babeczkę wrzucam do wanny napełnionej wodą, a ona przez kwadrans się rozpuszcza. Na początku musuje mocniej, potem delikatnie pływa po wodzie wypuszczając z siebie dobroczynne olejki.
Piękny zapach galaretki malinowej w czekoladzie unosi się po całym pomieszczeniu, zapach zostaje na skórze przez jakiś czas po kąpieli, także działanie aromaterapeutyczne spełnione.
Po wyjściu z wody nie wycieram się od razu ręcznikiem, daję czas by skóra wyschła naturalnie i by wniknęły w nią wszystkie dobroczynne składniki.
Po takim domowym SPA moja skóra jest gładka, nawilżona, niczym posmarowana pachnącą oliwką. I to aż do kolejnej kąpieli.

Taka przyjemność kosztuje 12 zł i starcza na jedną kąpiel, za to w zanadrzu mam już dużą maślaną muffinkę, która starcza aż na 6 razy nie mogę się doczekać aż jej użyję.

niedziela, 2 marca 2014

niedziela dla włosów

kolejna 'niedziela dla włosów' z cyklu prowadzonego przez anwen : )

mycie: avea, szampon pokrzywowy (porządniejsze oczyszczenie włosów, myte dwa razy).
olejowanie: masło mango + masło cupuacu + olej z pestek arbuza (dwa pierwsze pomieszane ze sobą nie sposób nałożyć na włosy, więc potrzeba dodać lżejszego oleju w celu 'rozrzedzenia'.
odżywka: balsam aleppo, planeta organica trzymany około godzinę pod ciepłym z początku ręcznikiem (podgrzewałam suszarką jakieś 3-4 minuty).
płukanka: chłodna woda z 15-20 kroplami elastyny.
z racji tego, że się jakoś śmiesznie skurczyłam do zdjęcia wyszły jakieś długie ;d kwestia perspektywy.
po tygodniu już widać lekką różnicę w kolorze, zdjęcie z zeszłego poniedziałku niemalże czarnych włosów, a z dzisiejszej niedzieli - kolor jest już jakby ciemno brązowy i cieplejszy.
poniekąd... czerń widać ładnie na niedzieli sprzed 2 tygodni - KLIK.

w zeszłym tygodniu jakoś nie znalazłam okazji do zrobienia włosom zdjęcia, padło na poniedziałek, ale w sumie nie robiłam nic szczególnego poza olejowaniem muffinką masło shea green tea stara mydlarnia, następnie nałożyłam odżywkę nivea, long repair i w sumie to tyle, obyło się bez płukanek ;d

audio

z racji tego, że pewna Osoba przejawiła chęć by dowiedzieć się czego słuchamy, postanowiłyśmy z rozkoszą (acz lekko się ociągałyśmy ;d) przedstawić Wam nasz muzyczny gust.
na wstępie zaznaczę, że pewnie o połowie zapomniałam, czasem po prostu przechodzę z jednego kawałka do drugiego na youtube'ie, coś podchwycę, coś nie, ogółem jest tego multum, ale pokażę 'treści wybrane', kolejność dowolna.

kylesa, ulubione albumy: time will fuse its worth, to walk a middle course, kylesa, spiral shadow.
losowo (ponieważ jest ich sporo) wybrana ulubiona piosenka, oraz moja ulubiona koszulka.
chciałam pokazać również taką, którą zrobiłam sama, mam na myśli wykazanie się ze zrobieniem 'naprasowanki', ale gdzieś mi się straciła.

kyuss, and the cirucs leaves town, welcome to sky valley. clutch, earth rocker, from beale street to oblivion, pure rock fury. orange goblin, thieving from the house of god, healing through fire, time traveling blues. graveyard, lights cut, hisingen blues. led zeppelin, led zeppelin II, III, IV. volbeat, the strenght/the sound/the songs, guitar gangster&cadillac blood, rock the rebel/metal the devil, beyond hell above heaven, outlaw gentlemen&shady ladies. corrosion of conformity, deliverance. baroness, tu jestem kompletnie nieobiektywna . jedną z grafik pana Baizley'a pozwoliłam sobie wytatuować. reszta, mocno Lamb of God, Converge, The Sword, HORSE the band, Mastodon, Neurosis, Red Fang, Pantera, Acid Bath, Electric Wizard, Eyehategod, Toxic Holocaust, Iron Monkey, Slayer, Melvins, Misfits, Weedeater, Kadavar, Job for a Cowboy, Alabama Thunderpussy, Ufomammut, Crowbar, Kvelertak, Skeletonwitch, Belzebong, Black Tusk, Bongzilla, Heavy Heavy Low Low, Black Cobra, Minsk, Deftones, Rwake, Forge of Clouds, Foreign Objects, Dark Castle, Alice in Chains, Black Label Society.oczywiście wielką miłością pałam również do oldies (♥), wielokrotnie włączam radio z kategorii 'dawne przeboje' bodajże, na windows media player.
do ćwiczeń, tańców i hulańców, hm, trzeba przyznać - lubimy rihannę, shakirę, beyoncé, katy perry, sean paul'a chociażby.