wpadają w odcień granatowej czerni, w słońcu zaś można doszukać się nawet lekkiego fioletu gdzieniegdzie.
zdjęcie robione w świetle dziennym, przy oknie.
mycie: oczyszczenie włosów szamponem z SLS, eva natura, do włosów osłabionych, wypadających, łamliwych, czarna rzepa.
po umyciu, nałożyłam odżywkę garnier, sekrety Prowansji, morela i olejek migdałowy, po paru minutach spłukałam. chciałam ażeby włosy łatwiej się rozczesały.drugi szampon, green pharmacy, szampon do włosów suchych, olej arganowy i granat został wykorzystany do zmycia z włosów olejów (dla pewności umyłam dwa razy) o których już za chwilkę.
olejowanie: na długość mix oliwy z oliwek i oliwki BDFM, którą notabene moje włosy baaardzo lubią i portfel zresztą też.
na skórę głowy podgrzany mix oliwy z oliwek i olejku łopianowego green pharmacy z czerwoną papryką.
odżywka: po zmyciu olejów szamponem green pharmacy, użyłam odżywki tomotei, drogocenne olejki, którą zakupiłam jakiś czas temu w biedronce za 6 zł. przypasowała mi, jak najbardziej, mimo faktu, iż w składzie (niestety) posiada m.in składniki takie jak: disodium EDTA, oraz paraffinum liquidum, których unikam w kosmetykach, więc zakupiłam ją po raz ostatni.
poza tym: olej arganowy, olej ze słodkich migdałów, olej kokosowy, ekstrakt z jaśminu, gliceryna.
sylikony, łatwe do usunięcia za pomocą łagodnych detergentów:
amodimethicone, dimethicone, stearamidopropyl dimethylamine (sylikon pochodzenia roślinnego, zmywalny wodą).
podobny efekt na włosach uzyskiwałam po odżywce nivea, long repair.
płukanka: siemię lniane z dodatkiem kolagenu i elastyny.
jak zawsze przesadziłam z lepkością siemienia i miałam dosłownie gluta na włosach a nie płukankę ;p wysuszyłam suszarką, ponieważ odnoszę wrażenie, iż pozostawione same sobie schłyby w nieskończoność.
włosy były, co prawda, sztywniejsze, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, wydawały mi się grubsze, gęstsze i bardzo ładnie odbijały światło.