poniedziałek, 29 grudnia 2014

tydzień w zdjęciach

niedziela, 28 grudnia 2014

niedziela dla włosów

dzisiaj, hm, włosy tuż po umyciu (a właściwie zdjęcia robiłam już wczoraj przy sztucznym oświetleniu dlatego pobłysk jest niebieski ;D) nie są do końca suche, ponieważ byłam już baaardzo zmęczona - marzyłam tylko i wyłącznie o łóżku. zaraz wychodzę, ale zdążę jeszcze dodać dla Was posta z 'niedzielą dla włosów' : )
i roztrzepane palcami, efekt średni ;d

olejowanie: mieszanka resztek oleju kokosowego, masła shea oraz oliwy z oliwek. na skórę głowy nałożyłam olejek rycynowy z 5 kroplami oleju lawendowego.
mycie: tu mam problem niestety, ponieważ nie mam w domu ulubionego myjadła, którym jak się okazało po wielu latach i znojach ;p ogłaszam alterrę ;d jednak tego pewniaka muszę mieć zawsze w łazience, ponieważ bez niej jest ciężko. znalazłam na szczęście 'odlewkę' od Ilony (;*) natura siberica, szampon neutralny i mając w pamięci, iż szamponami rosyjskimi przy takiej dużej ilości otłuszczenia włosów (haha;d) muszę umyć dwa razy - tak też zrobiłam : )
maska: resztki maski mlecznej, serical (choć i tak zawsze będę mówić na nią kallos haha;d). to mój kolejny pewniak, którego zawsze muszę mieć w zapasie. mam nadzieję, że będzie jutro w hebe, ponieważ ostatnio nie było i tym samym byłam zmuszona kupić kallos (ten prawdziwy już; p) color. ogólnie mam tak mieszane uczucia względem tego produktu, jak chyba jeszcze względem żadnego innego. myślałam, iż przejdzie dodawanie oleju do maski w takiej samej ilości co do ukochanej mlecznej... niestety, ale łyżka stołowa to za dużo, łyżeczka również haha. także podstawa mojej pielęgnacji została zburzona, ponieważ do masek zawsze owy olej dodaję :c
a wracając - maska mleczna z łyżką oleju baby dream fur mama trzymana jakieś 30 minut, a następnie spłukanie i nałożenie lnianego glutka na kolejne 30 minut.
dziś nie pojawiło się nic nowego, zważywszy na fakt, iż po tych nieudanych eksperymentach miałam ochotę mieć wreszcie ładne włosy :c
na koniec zdjęcie moich włosów jak miałam jeszcze odpowiednie kosmetyki w domu ;D

w planach mam zakup (ponieważ indygo już mam) khadi, henny z amlą i jatrophą.
chyba czas zamówić ukochany olej khadi z różą, choć wersja anti-aging jest równie kusząca ;} i w ramach tego co by nie popadać w rutynę, postawię na ten drugi, choć zapach na pewno nie będzie tak piękny jak w przypadku wersji z różą :c 

sobota, 27 grudnia 2014

Pervoe Reshenie, Planeta Organica, Szampon do włosów na bazie olejku syberyjskiego cedru do włosów cienkich i osłabionych

Szampon ten kupiłam w komplecie z odżywką, której opinia na blogu już się pojawiła (obydwa produkty zakupiłam stacjonarnie (Sosnowiec, ul. Modrzejowska) w sklepie zielarskim Zdrowie z Natury). Używałam go od tamtej pory regularnie i wystarczył na ponad trzy miesiące, także jest bardzo wydajny. Nic dziwnego skoro szampon ma aż 360 ml.
Opakowanie to wysoka butelka zamykana na 'klik', co jest bardzo wygodne i dobrze dozuje produkt. Sam szampon ma kolor zielonkawy i odpowiednią konsystencję, która nie jest ani za gęsta ani zbyt płynna, do tego świetnie się rozprowadza na skalpie.
Podczas mycia nie sprawia problemów, ponieważ pieni się bardzo dobrze.
Niestety nie mogę powiedzieć, by używanie go było przyjemne :<
Zapach w ogóle nie przypadł mi do gustu, jest taki sam jak w odżywce, czyli męski, mocny. Mnie kojarzy się z tanią wodą po goleniu i lasem iglastym.
Na szczęście nie utrzymuje się na włosach i nałożona potem odżywka/maska nie pozostawia po nim śladu. Niestety, pod koniec używania zapach bardzo mnie już męczył.

Kosmetyk dobrze oczyszcza względnie czyste włosy (kiedy na przykład myje je codziennie). Jeśli zaś nałożę olej, piankę, lakier czy inne stylizatory potrzeba już dwukrotnie umyć włosy, by były czyste.
Szampon nie plącze włosów, zmiękcza je trochę i przygotowuje na odżywkę czy maskę. Niestety mimo tego, że jest dedykowany do włosów cienkich, czyli powinien dodawać objętości, puszystości, u mnie jest na odwrót. Włosy minimalnie szybciej się przetłuszczały, były bardziej przyklapnięte, trochę bez życia, ale zarazem bardziej gładkie, dociążone.
Nie mogłam również używać go dzień w dzień non stop, ponieważ po kilku dniach miałam wrażenie, że włosy pozbawione są blasku, wigoru i wymagają lepszego oczyszczenia.

Cena to 16,80 zł.

piątek, 26 grudnia 2014

Yankee Candle, Cappuccino Truffle

Świecę kupiłam równo miesiąc temu przy okazji wizyty w Warszawie z Olą. Długo szukałyśmy w podziemiach sklepiku Świat Zapachów, ale nie poddawałyśmy się. Ciągle się gubiłyśmy, chodziłyśmy w kółko, ale wizyta w tym miejscu była punktem programu i nie mogłyśmy odpuścić.
Wreszcie zmęczone dotarłyśmy na miejsce. Ach! móc powąchać wszystkie świeczki na żywo, wsadzić nos w każdy słoiczek. Aż się w głowie kręciło.
Byłam w swoim raju. Żałuję, że ten sklep jest tak daleko i zakupów muszę dokonywać na podstawie opisów w internecie :c


Zamierzałam kupić kolejną świecę Wood Wick, ponieważ tak jak pisałam ostatnio, z mojej byłam całkiem zadowolona i kusił mnie inny zapach, którego niestety, jak się okazało już nie było.
Zatem mój wzrok pokierował się w stronę nowej serii i przepadłam. Wszystkie trzy świece pachniały pięknie (poza tytułową jeszcze Tarte Tatin oraz Pain Au Raisin).
Ciągle mam smak na bułeczki z rodzynkami maczane w koniaku. Czy to nie brzmi pysznie? I na jabłkową tartę z cynamonem.
Zdecydowałam się jednak na czekoladową truflę.

Muszę przyznać, że zapach w słoiku jest taki sam jak podczas palenia. Jednak traci sporo z intensywności. Jest to jeden z delikatniejszych aromatów. Nie ma takiej mocy, by otoczyć swą wonią całe mieszkanie.
Dla mnie jest to mały minus, ale z drugiej strony moi goście uważają to za plus, ponieważ zapach nie jest przytłaczający, a jednak wyczuwalny.
Mój Ukochany zawsze marudził, że coś pachnie zbyt intensywnie, przeszkadzało mu to. W wypadku tej świecy mogę palić ja na okrągło i nie drażni niczyjego nosa.

Świeca pachnie niesamowicie. Jest to zapach wyrafinowany, subtelny. Pachnie jak mocha, czuć aromatyczne espresso i apetyczną czekoladę, ale nie taką zwykłą mleczną. To zapach prawdziwego kakao czy gorzkiej czekolady Lindt.
Idealne połączenie, które jest zarówno pobudzające, jak i odprężające. To tak jakby usiąść z filiżanką kawy i podgryzać czekoladę. Od razu dzień wydaje się lepszy.

Moja średnia świeca palona regularnie od miesiąca jest jeszcze nie spalona w połowie, także wydajność jak zawsze z Yankee Candle bardzo dobra ;)
billboard reklamowy

środa, 24 grudnia 2014

Wosk zapachowy, Crimson Pear, Busy Bee

Przy okazji współpracy z Pachnącą Wanną otrzymałyśmy również wosk zapachowy formy Busy Bee.
Marka ta nie jest jeszcze tak znana w Polsce jak Yankee Candle czy Kringle Candle, ponieważ od niedawna można ją spotkać w sklepach, głównie internetowych.

Woski te różnią się od innych tym, że są wytwarzane ręcznie z wosku sojowego, dzięki czemu są zdrowsze dla środowiska i dla naszego organizmu.
Wosk, który otrzymałam zapakowany jest w małe plastikowe pudełeczko z zamknięciem. Taka forma jest bardzo wygodna w użytkowaniu, nie musimy się martwić w co włożyć i jak przechowywać otwarty wosk.
Dużym zaskoczeniem jest również konsystencja, dużo miększa niż tradycyjnych wosków, poza tym nie krusząca się. Wystarczy odkroić lub odłamać kawałek, a reszta pozostaje w całości w pudełeczku.
Jak każdy wosk jest bardzo wydajny, wystarczy kawałek by zapach wypełnił nasze mieszkanie.
Produkt w dotyku jest lekko tłustawy, po wypaleniu łatwo odchodzi od ścianek kominka. Nic nie trzeba skrobać, wystarczy lekko podhaczyć.
Można również zamoczyć palce w ciepłym jeszcze wosku i wetrzeć w dłonie. Jak już wspominałam to naturalny wosk sojowy, więc bez obaw ; )

W moje ręce trafił zapach Crimson Pear. Na początku ta tajemnicza nazwa nie mówiła mi wiele. Według producenta zapach ten to: "Soczyste, rozpływające się w ustach gruszki z odrobiną wina, karmelizowanego, brązowego cukru. Do tego klarowane masło, syrop klonowy, miód i wanilia."


Mój nos czuję gruszkę z brązowym cukrem i gorącym syropem klonowym jako podstawę. Gdzieś tam w tle można wyczuć maślaną nutę i słodką wanilię.
Zapach na myśl przywodzi mi Kringle Candle "Naleśniki".
Jest mocno wyczuwalny w pomieszczeniu, ale mało owocowy. Dość ciężki i duszący na dłuższą metę, jednak w taką nieprzyjemną pogodę może uratować każdy wieczór palony z umiarem.

Cena za 22 g to 7 zł.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

L`Oreal, Elseve, Eliksir odżywczy do włosów

Odkąd znudził mi się opisywany kiedyś na blogu olejek do włosów Isany, który mimo regularnego używania nie chciał się skończyć ;d odstawiłam go w zapomnienie i postanowiłam poszukać czegoś innego. Nie żeby tamten był zły, ale o ile latem sprawdzał się dobrze, tak jesień i zima to trudni przeciwnicy, a moje włosy przeżywają teraz na prawdę dużo (codzienne mycie, suszenie suszarką, wiatr, zimno itd).

Postanowiłam na którejś z promocji w Rossmannie spróbować właśnie tego produktu, ponieważ sporo dobrego o nim czytałam, ma fajny skład (ale uważajcie, bo jego druga wersja do włosów farbowanych zawiera wysoko w składzie alkohol!) i cena wynosiła kolo 20 zł , kiedy normalnie kosztuje koło 30 zł.
Teraz również można go dostać w promocyjnej cenie : ) Pojemność to aż 100 ml.

Pierwsze co rzuca się w oczy już w sklepie to piękne opakowanie. Kosmetyk wygląda bardzo ekskluzywnie, sprawia wrażenie luksusowego. Wydaje się, że opakowanie jest szklane, ale to bardzo porządny, gruby plastik. Atutem jest również dołączona pompka, które idealnie dozuje odpowiednią ilość olejku.
Szata graficzna jest czytelna, zawiera wszystkie potrzebne informacje.

Olejek jest dość rzadki, ale nie spływa z dłoni.
Ja używam go na kilka sposobów:
1. po umyciu na wilgotne włosy nakładam pompkę olejku, skupiając się głównie na końcach i długości do ucha.
Dzięki temu mam nadzieję trochę chronię włosy podczas suszenia, a kosmyki od razu stają się miękkie i gładkie.
Po wysuszeniu końce są mniej wysuszone niż bez użycia olejku.
2. po wysuszeniu nakładam kolejną pompkę. Tym razem większość nakładam tylko na końce, a resztką, która zostaje na dłoniach  muskam tylko całość, również grzywkę.
To nadaje wyjątkowego blasku włosom, pięknie lśnią, odbijają światło, wyglądają zdrowo.
3. Gdy myję włosy wieczorem to poza metodami przedstawionymi wyżej, używam olejku jeszcze raz rano do wygładzenia czasem spuszonych po nocy włosów, nawilżenia końcówek i zabezpieczenia przed zimnem i wiatrem. Gwarantuje mi to również mniej spuszone włosy w ciągu dnia, jeśli na dworze jest większa wilgotność czy pada deszcz.
Odrobina olejku nałożona na suche włosy rano sprawia, że od razu stają się podatniejsze na układanie, miększe i gładsze.


Wśród wielu wymienionych już plusów produktu można jeszcze wymienić ogromną wydajność (używam regularnie od 2 miesięcy a ubyło 1/3 opakowania), przyjemny kwiatowy zapach, miłą aplikację oraz brak przetłuszczania moich włosów, a są na to podatne.

Skład jest fajny, skuteczny:
zawiera na początku dwa silikony: jeden lotny i jeden usuwany delikatnymi detergentami, następnie ekstrakt z rumianku, olej kokosowy, ekstrakt z kwiatu lotosu, a po zapachu: ekstrakt z kwiatu lnu, emolient (Caprylic/Capric Triglyceride), ekstrakt z kwiatu gardenii, ekstrakt z kwiatu dzikiej róży,  Bisabolol, czyli substancja czynna pozyskiwana z rumianku, olej sojowy.

M.

niedziela, 21 grudnia 2014

Niedziela dla włosów, Garnier Olia i Khadi

Tak jak zapowiadałam w poprzedniej niedzieli zdecydowałam się na farbowanie odrostów plus ciemniejszej górnej warstwy włosów farbą Garnier Olia w kolorze 7.40. Bałam się jej użyć, ponieważ nie ma zbyt pochlebnych opinii, ale jestem tak pozytywnie zaskoczona ; ))
U mnie farba spisała się świetnie. Przede wszystkim dobrze rozjaśniła to co miała rozjaśnić, a do tego bardzo ładnie pachniała, świetnie się nakładała i nie spowodowała problemów ze skalpem ani wzmożonego wypadania.
Na pewno przy kolejnym farbowaniu również z niej skorzystam.
Od razu po spłukaniu farby umyłam włosy Szamponem Pillomax głęboko oczyszczającym i po rozczesaniu włosów na lekko wilgotne nałożyłam Hennę Khadi rozrobioną tym sposobem : http://www.sophieczerymoja.pl/2014/11/niedziela-dla-wosow-jak-uzyskac.html
Efekt przerósł moje oczekiwania, kolor wyszedł piękny, sporo jaśniejszy niż był, a do tego minęło 6 dni od koloryzacji i nie ściemniał!
Na zdjęciach widoczny jeszcze lekki przesusz po Hennie plus wilgoć, która spuszyła lekko przesuszone włosy. Z jednej strony pada cień, dlatego kolor wyszedł ciemniejszy: < w rzeczywistości są równej barwy.
Poza tym przed myciem włosów nie oliwiłam. Mam obawy czy olejowanie nie wypłukuje koloru i przez pierwsze dni wstrzymuje się z tym ;d
Nałożyłam za to na suche włosy gluta lnianego w duuużej ilości, bo trudno było nim pokryć suche włosy.
Po godzinie spłukałam i umyłam jednokrotnie szamponem Cedrowym Planeta Organica, który już się kończy i o którym niedługo napiszę na blogu.
Na odciśnięte z nadmiaru wody włosy nałożyłam maskę Kallos Color. Był to mój pierwszy raz z tym produktem, ale myślę, że się polubimy, ponieważ po 20 minutach w turbanie termicznym włosy były bardzo miękkie, a wymagające końcówki nie domagały się nawilżenia.
Na wilgotne włosy, głównie końcówki nałożyłam Eliksir z L'Oréal oraz wysuszyłam włosy chłodnym nawiewem, po czym wtarłam jeszcze jedną porcję produktu.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

NdW, jak upinam włosy na noc? ... oraz mała zmiana

tego posta obiecywałam już od dawien dawna, także chyba najwyższy czas by go dodać i rozwiać wątpliwości względem mojego skrętu włosów, który jak pewnie zauważyłyście jest na każdym razem inny, ale jakiś wspólny mianownik względem innych niedziel posiada.
z tego miejsca pragnę serdecznie pozdrowić Iwonę, która napisała do mnie dwa dni temu pytając właśnie o to w jaki sposób uzyskuję tak 'efektowne' fale na włosach. spytałam się jej również czy zdjęcie, które jej przesłałam coś wyjaśniło (dla mnie cały ten pseudo koczek, to zwykłe związanie włosów u samej góry, dlatego potrzebowałam potwierdzenia) i... owszem : ) dlatego zamieszczę go również na blogu : )
pozwolę sobie zacytować Iwonę, ponieważ powiedziała coś czego ja nie potrafiłam wyrazić haha
"związuje jak do kucyka a drugi raz po prostu "niepełnie"" no właśnie dokładnie tak!

na zdjęciach włosy są świeżo po umyciu (i przepraszam, za tło, byłam w trakcie sprzątania w szafie i mam tendencję do wywlekania;d), poniekąd jeszcze troszkę wilgotne - natomiast zazwyczaj staram się spinać włosy wyschnięte w 100%.
więc jak to robię? kiedy włosy są już niemalże suche, przystępuję do ich rozczesywania. kiedy włosy są już rozczesane następnie rozcieram wtedy 2-3 kropelki jakiekolwiek oleju naturalnego (zazwyczaj lekkiego, by nie utłuścić włosów). moje włosy są po takim kilkakrotnym rozczesywaniu bardzo wygładzone, mięciutkie i proste (na miarę swoich możliwości).
następnie (ponieważ lubią się zbijać w kolonie ;d) potrząsam głową w dół ze dwa, trzy razy i włosy się rozdzielają od siebie. zbieram je w gumkę u samej góry tworząc taki pseudo koczek, który jest po prostu najzwyklejszym upięciem 'na szybko' ;d wiem, że pewnie spodziewałyście się jakiegoś super sposobu, a ja Was odarłam ze złudzeń :c skręt zależy od użytych przeze mnie kosmetyków. moje włosy uwielbiają proteiny, których najczęściej dostarczam im w postaci żelatyny. wtedy fale wyglądają naprawdę ładnie. po samym olejowaniu skręt moim zdaniem jest już brzydszy : )
o sposobie na laminowanie możecie przeczytać w poście ulubione zabiegi w pielęgnacji włosów.

i to by było na tyle. a na koniec mała zmiana, której nie mogłam sobie odmówić - mianowicie - rozjaśniłam sobie jedno pasemko włosów spod spodu haha, nie mogłam się powstrzymać, pisałam Wam wielokrotnie, że taka chęć siedzi we mnie już od dawna.
niestety, ale zamawiając dekoloryzator uber, nie doczytałam, że nie rusza kompletnie włosów farbowanych naturalnie i samych naturalnych również nie (macie tak czasami, że zamawiacie coś bez większego zgłębienia tematu, ja niestety często, ponieważ jak się na coś napalę to kaplica sykstyńska), haha, ale przydał się na początku, kiedy po nałożeniu rozjaśniacza z joanny (było go już wiele, a właściwie sam proszek rozjaśniający) wtenczas, po nałożeniu uber moim zdaniem kolor zjaśniał, więc nie było to aż tak wielkie zmarnotrawienie 80 zł ;d do tego w gratisie zapach zgniłych jaj, jaki moje pasemko roztaczało sobą na drugi dzień miło umycia włosów. bezcenne.

oraz niedzielne, spóźnione poczynania włosowe. dziś moje włosy mi się nie podobają, jak same widzicie, 'koczek' ten sam co zawsze, a skręt jakiś dziwny ;d : ) pewnie dlatego, że brakło protein w włosowym spa, za to postawiłam na olejowanie, które chociaż ładnie je nawilżyło.
zaczęłam od umycia włosów isana med, urea shampoo i poczekałam aż włosy przeschną.
olejowanie: olej z pestek dyni, zakupiony w lidlu. czekam aż je wykończę (wciąż mam ten z prażonych orzechów pistacji) i kupię sobie jakiś nowy : ) są aż zanadto wydajne ;o
mycie: alterra kofeina&biotyna
maska: nieśmiertelny, mleczny kallos z dodatkiem 1 łyżki oliwki BDFM. moje włosy do olejowania jej nie tolerują, albo inaczej - efekt jest co najmniej średni, jednakże dodana do maski dała efekt nieco bardziej zadowalający.
na koniec, po wyschniętych włosach przeciągnęłam 2 kroplami olejku z pestek granatu roztartymi uprzednio bardzo dokładnie w dłoniach : )

niedziela, 14 grudnia 2014

Niedziela dla włosów

Włosy farbowane 6 tygodni temu Henną Khadi Naturalną oraz farbą. Dokładnie opisywałam ten proces w poprzedniej niedzieli sprzed prawie miesiąca : )
Jestem zadowolona, ponieważ kolor względnie się trzyma, a góra nie jest tak rażąco ciemniejsza od reszty jak była przed.
Na dniach zamierzam pofarbować włosy na nowo, tym razem jednak zaryzykowałam i kupiłam w Super Pharm na odrosty na promocji farbę Garnier Olia w kolorze 7.40. Niestety naczytałam się opinii dopiero po zakupie i boję się teraz jej użyć ; d
Oczywiście po zrobieniu odrostów nałożę Hennę.
Mam wrażenie patrząc na zdjęcia, że włosy są coraz dłuższe, dostały kopa prawdopodobnie po suplemencie, który ostatnio zażywam, ponieważ nic innego na porost nie stosuje. Kurację będę stosować przez 3 miesiące i wtedy ocenię działanie, teraz to tylko przypuszczenia.

Nie mam ostatnio czasu na skomplikowane zabiegi, eksperymenty z włosami. Tym bardziej, że to niezbędne minimum wystarcza im i wyglądają całkiem dobrze
Włosy naolejowałam ciepłym olejkiem  Heenara na około 2 godziny. Olejek ten mimo nieprzyjemnego zapachu bardzo polubiłam, ładnie wygładza i nabłyszcza moje włosy. Do tego nie muszę spędzać z nim długich godzin, ponieważ zauważyłam, że godzina, dwie dla niego to jest maksimum. Potem włosy nie wyglądają już tak dobrze.
Całość zmyłam Mydłem Cedrowym Bania Agafii, by dokładnie domyć włosy zrobiłam to dwukrotnie. Uwielbiam to mydełko, jest niezastąpione. Gdy się skończy spróbuję miodowego.
W odsączone z wody włosy wtarłam porcję Organique, Argan Shine, Maskę spa do włosów skupiając się głównie na końcówkach i długości, omijając skalp.
Po 20 minutach zmoczyłam włosy letnią wodą i masowałam całość przez około minutę.
Na koniec płukanie chłodną wodą i wtarcie Eliksiru Odżywczego Loreal (recenzja na dniach) w wilgotne kosmyki.
Po rozczesaniu, które poszło jak po maśle, wysuszyłam włosy chłodnym nawiewem w 70 procentach i po kilkunastu minutach wtarłam kolejną porcję Eliksiru.

sobota, 13 grudnia 2014

Pas do pończoch Mata Hari od Greta Vintage Store

Musimy się Wam przyznać, że jesteśmy maniaczkami pięknej bielizny. Jeśli mamy do wyboru kupić sobie bieliznę albo nową sukienkę to niestety najczęściej wybór jest prosty ;d  ma to swoje minusy i plusy. Niewątpliwie brakuje w szafie już miejsca do przechowywania dessous.

Swoją przygodę z pończochami zaczęłyśmy od samonośnych, ale z czasem przestawiłyśmy się na te do pasa. Wyglądają zdecydowanie bardziej efektownie oraz są dużo wygodniejsze. Pod warunkiem oczywiście, że mamy odpowiedni pas do ich noszenia. I tutaj przechodzimy do meritum dzisiejszego wpisu.

Jestem posiadaczką pasa do pończoch ze sklepu Greta Vintage Store o nazwie Mata Hari. Pasy są szyte przez właścicielkę sklepu. Można uszyć pas pod nasz rozmiar, jeśli nie odpowiada nam tabela rozmiarów, można dowolnie modernizować ilość żabek, wybierać pośród wielu kolorów i wzorów.





Zdecydowałam się na klasyczny, czarny pas, wykonany z grubszej satyny oraz koronki. Podwiązki mają szerokość 25mm, są wykończone uroczymi kokardkami i posiadają solidne, metalowe regulatory oraz żabki, dzięki czemu łatwo przypiąć pończochy. Można dowolnie regulować długość podwiązki, zapięcie z tyłu na trzy haftki ma trzystopniową regulację.
Pas lekko modeluje brzuch i biodra. Nadaje pod sukienką bardziej opływowy kształt, wygładza linię bioder i talii.
Do tego wszystkiego jest bardzo wygodny, można nosić go cały dzień, bez żądnego dyskomfortu, pod warunkiem, że dobrze dobierzemy rozmiar i nic nie będzie nas ściskało za mocno. Pończochy również nie wymagają poprawiania, wszystko zostaje na swoim miejscu.

Cena może wydawać się dla niektórych wysoka, bo 129 zł, ale jest to zakup, który posłuży nam na bardzo długi czas. Porównując ceny i totalny brak wygody i solidności wykonania zwykłych "kusidełek" w sieciówkach na prawdę warto zainwestować.
Monika ma pas Bloody Mary w kolorze czerwono-czarnym również z tego sklepu i także serdecznie poleca ; )

Jakbyście były zainteresowane to wrzucam link, gdzie przymodelowałam nieudolnie w pasie ;d klik, klik

________________________________________________________________________________

przy okazji zachęcam Was do wzięcia udziału w akcji o której dowiedziałam się z instagrama dzięki postowi Idalii : ) zadanie poleca na zrobieniu zdjęcia opatrzonego hasłem akcji "karma wraca" i dodaniu na swój profil na instagramie z 3 hashtagami #1selfie1posiłek #karmawraca #karmimypsiaki. celem jest uzbieranie 6 tysięcy posiłków na porzuconych psów ze schronisk, a hashtagi są zliczane ; )