wtorek, 30 czerwca 2015

tydzień w zdjęciach

http://witeks.pl/ kubek termiczny ;3

niedziela, 28 czerwca 2015

Niedziela dla włosów, loki na lokówce Remington

Zdjęcia do niedzieli zostały wykonane w czwartek, kiedy to pokręciłam włosy lokówką. Polubiłam ostatnio loki. Zawsze było mi szkoda kręcić włosów by ich nie niszczyć. Na szczęście kręcenie włosów lokówką Remington to sama przyjemność. Włosy po jej użyciu nie dość, że są pięknie pokręcone, to jeszcze nabierają połysku i miękkości. Na zdjęciach włosy są tylko przeczesane palcami po kręceniu na końcówkę klasyczną z klipsem, dlatego nie jest to efekt naturalnych loków, które daje lokówka stożkowa. Niestety samodzielnie nie potrafię jej używać :c Loczki utrzymały się na moich włosach do następnego mycia, a nie utrwalałam ich lakierem ani niczym innym, więc jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.


Dzień przed stylizacją na gorąco zawsze staram się odżywić włosy i tym razem z pomocą przyszła mi ta nowość KLIK wreszcie dostępna w Rossmannach. Olejek pięknie pachnie, niewielka ilość wystarcza by pokryć długość od ucha w dół. Jedyny minus to trudne zmywanie, ale muszę nad tym jeszcze popracować ;d
Po dwóch godzinach zemulgowałam olejek maską Kallos Pro-Tox, a potem umyłam dwukrotnie mydłem cedrowym. Planuję w najbliższym czasie zakupić też ten produkt KLIK, ponieważ świetnie go wspominam sprzed paru lat. Szampon Klorane to był wtedy strzał w dziesiątkę. Myślę, że do oczyszczania włosów mógłby mi się przydać, ponieważ pamiętam, że ma SLSy.
Jako maski użyłam Loves Estonia, która ładnie wygładza włosy i nadaje im miękkości. Ponad to ślicznie pachnie i jest wydajna. Zostawiłam ją na włosach na około 10 minut, po czym spłukałam letnią wodą. Na odsączone kosmyki zaaplikowałam Mythic Oil w ilości jednej pompki a potem wysuszyłam włosy w mniej więcej 75%, czyli dalej były lekko wilgotne. Doschły same, a przed samą stylizacją lokówką pokusiłam się na kolejną porcję Mythic Oil w celu dodatkowej ochrony.

A teraz zbieram się do sklepu - po te słodkości i nie tylko, zrobię zapas, klik ;d

czwartek, 25 czerwca 2015

Sleek Line Repair, Maska do włosów

Maskę tą stosowałam chyba około dwóch lat temu po raz ostatni i wspominam ją świetnie. Zawsze po jej użyciu moje włosy były miękkie, gładkie aż po same końce, a do tego pięknie pachniały. Swego czasu był to mój must have, tak jak teraz Nivea, long repair.
Potem maski nie mogłam nigdzie kupić, a nie chciałam zamawiać przez internet tylko jednego produktu i nasza znajomość została przerwana.
Ostatnio przy okazji poszukiwań Mythic Oil w hurtowniach fryzjerskich natrafiłam na nią ponownie i kupiłam. Cena ciągle jest niska, ponieważ za 250 ml bardzo wydajnego produktu zapłaciłam 8,88 zł.
à propos powrotu do przeszłości to pomyślałam sobie, że czas odświeżyć znajomość z czymś jeszcze (KLIK) Na pewno pochwalę się w przyszłym tygodniu : )


Maska zamknięta jest w plastikowym opakowaniu, zakręcanym i zabezpieczonym w środku dodatkowo plastikową wkładką.
Pierwszym pozytywem, z którym mamy kontakt od razu po otwarciu, to zapach. Wspaniały  jest słodki, niemożliwie intensywny, delikatnie 'fryzjerski', ale jednocześnie jakby kwiatowy. Nie do opisania nawet dla mnie, a zapachów w swoim życiu przerobiłam dużo ;d Niekiedy wydaje mi się, że pachnie trochę jak guma balonowa.
Aromat jest bardzo intensywny, niektórych może drażnić, a nie jest łatwo się go pozbyć. Włosy pachną nim do kolejnego umycia, co nie zdarza się często.
Konsystencja to kolejny atut. Jest bardzo gęsta, maślana, świetnie się rozprowadza, dzięki czemu na pewno starczy na długo. Na mojej długości włosy wystarczy ilość mniej więcej łyżki. Nie nakładam kosmetyku na skalp, ponieważ moje włosy łatwo obciążyć.
Maskę aplikuję po umyciu na około 10 minut. Już podczas aplikacji czuć jak zmiękcza włosy. Po upływie czasu gdy spłukuje produkt, kosmyki są tak gładkie, śliskie jak jedwabna apaszka.
Po odsączeniu wody łatwo jest rozczesać włosy i trwa to zaledwie chwile. Jedynie końcówki stawiają lekki opór i potrafią się poplątać, ale z nimi rozprawię się już niedługo u fryzjera ;d
Kiedy włosy wyschną są miękkie, lekkie i niezmiernie gładkie aż po same końcówki. Zachowują puszystość, ale jednocześnie są dociążone, nie fruwają wszędzie ;d
Dodatkowo nie obciąża ich, nie powoduje szybszego przetłuszczania, ale ja omijam skalp.


Skład z tego co zauważyłam trochę się zmienił od tamtej pory, kiedy ją używałam, niestety na gorsze jak to zwykle bywa, ale dalej działa tak samo, więc będę czasem używać : )
Z tych lepszych składników mamy tutaj: emolient, olej słonecznikowy, proteiny jedwabiu, glicerynę, olej ze słodkich migdałów, sok z owoców tajemniczej rośliny Actinidia Chinensis, soki z cytrusów i jabłek, które zapewne mają funkcję zakwaszającą, dzięki czemu włosy pięknie lśnią.

Moje rzęsy już od dawna nie są niczym dokarmiane, przez co wyglądają całkiem przeciętnie. Myślę, że skuszę się na ponową kurację (KLIK).Wydaje mi się to niezbędne w tej chwili, tak jak ten kapelusz KLIK kiedy wreszcie pogoda się zmieni na lepsze : )

M.

wishlist'a

Jest tyle rzeczy, które chciałabym mieć, że trudno zebrać je w kilku punktach, ale postarałam się wybrać kilka : )

1. Sezon ślubny trwa w najlepsze, poszukiwania idealnej torebki w toku. Trafiłam na coś co zwróciło moją uwagę i idealnie pasowałoby do całej stylizacji. Czegoś w tym stylu właśnie potrzebuje.
Może przy okazji zakupów internetowych wpadnie mi w oko coś jeszcze, więc na pewno przydadzą się rabaty Sarenza ze strony kupon.pl

2. Nikogo nie zdziwi chyba, że marzy mi się kolejny komplet Rilke, dokładnie ten cielisty. Jest przepiękny, a ja zakochałam się w tej marce.

3. Nowa sukienka z britstyle.
Zdradzę, że już sobie zamówiłam wczoraj, bo nie mogłam się oprzeć ; d Niedługo pokażemy ją na blogu.

4. Balsam do włosów cienkich, suchych, łamliwych, z rozdwajającymi się końcówkami, Compliment - jako ciekawostka, ponieważ nie mam jeszcze nic z tej firmy, a kosmetyki rosyjskie zwykle mi służą. Ponadto 500 ml za taką cenę to dobra propozycja.

5. Pędzle do makijażu, poluję na jakiś zestaw w dobrej cenie, ale może jednak lepiej samemu sobie skompletować?
Potrzebuję czegoś na początek, ponieważ nigdy nie miałam profesjonalnych pędzli :c

a co jest na Waszej wishliście? ;3

niedziela, 21 czerwca 2015

Niedziela dla włosów - Loves Estonia i koczki ślimaczki

Przed popołudniowym obżarstwem sałatką z tego przepisu KLIK, która uwielbiam i mogłabym jeść codziennie zabieram się za napisanie kilku słów na temat pielęgnacji włosów w ten deszczowy dzień. Wykorzystałam to, że dziś nigdzie nie muszę wychodzić, odwiedza mnie Ukochany i spędzimy czas w domu (przy sałatce ;d ), więc pokręciłam włosy.
Gdybym miała gdzieś wyjść na pewno przy takich opadach deszczu fale zaraz by się rozprostowały.


Przed myciem nałożyłam na włosy olejek ajurwedyjski z orientany na około godzinę. Zamierzam kupić nowość z Alterry, która powinna już być w Rossmannach, ale jej nie widziałam, KLIK Zapowiada się miło, a produkty z tej firmy raczej mi służą.
Umyłam włosy aż trzykrotnie, ponieważ nie mam czym emulgować oleju i bardzo trudno się go zmywa :< Muszę dokupić Kallosa, ponieważ się skończył, a był w tej roli świetny. Do mycia użyłam nowego szamponu Loves Estonia. Kolejnym krokiem było nałożenie maski również z tej serii. Ten zestaw to nowość w mojej łazience, na razie trudno mi się wypowiedzieć na jego temat, ale na pewno niedługo dam znać jak się sprawdza :)
maskę po 20 minutach spłukałam i odcisnęłam włosy w bawełnianą koszulkę.
Przed suszeniem suszarką nałożyłam na nie pompkę Mythic Oil, w którym jestem zakochana od pierwszego użycia. Włosy wysuszyłam zimnym nawiewem. Suszarka, KLIK ma dużą moc, a nawiew jest na prawdę chłodny, dzięki czemu nie zauważyłam by włosy się niszczyły przez jej regularne używanie.
Suche w 90 % włosy zawinęłam w dwa koczki ślimaczki na około 1,5 h. Po rozpuszczeniu i przeczesaniu palcami prezentowały się tak jak na zdjęciu. Niestety moje włosy prawie w ogóle nie trzymają skrętu, więc po godzinie były już tylko lekkie fale.

niedziela dla włosów

dziś właściwie mam nie tylko bhd. (tak dla odmiany, zdjęcia z mojej ostatniej niedzieli, sprzed dwóch tygodniu wybitnie przypadły mi do gustu) z racji tego, że jestem dość konkretnie przeziębiona, wszystko mnie boli, to (jakby tego było mało) jeszcze włosy dziś kompletnie mi nie wyszły. mam na głowie niezdefiniowany skręt i jakieś 'dziwne' końcówki (niby to to nawilżone, ale takie 'rozczapierzone' i odporne na stylizację). sama nie wiem, czy to przez mój nowy olejek, czy po prostu włosy odmówiły dziś współpracy - podobnie jak wszystko inne :c
mojej niedzieli nie było w zeszłym tygodniu, więc mimo złego samopoczucia, postanowiłam coś z włosami zrobić. dziś możecie 'podziwiać' działanie olejku dabur, vatika.

i przepraszam za trochę obcięte zdjęcia i krzywą szafę. zapragnęłam tylko zrobić jakiekolwiek zdjęcie :c

przyznam, że swojego czasu chyba każda włosomaniaczka miała ten olejek w użyciu, mnie jakoś ominął 'bum' na niego. vatikę zaaplikowałam na całą noc w ilości takiej, żeby nie pobrudzić poszewki. na szczęście olejek pachnie w taki sposób, że w sumie ledwo jego zapach wyczuwam (tylko właśnie nie wiem czy nie jest to podyktowane moim katarem i chorobą ;c). rano zmyłam całość mydełkiem cedrowym (pominęłam emulgowanie, ponieważ olej ładnie się wchłonął we włosy) i nałożyłam dosłownie na półtorej minuty nivea, long repair. w końcówki wtarłam troszkę evree, argan oil i całość poszła na parę godzin w koczka ślimaczka.

a jak vitka sprawdziła się u Was?

i dodatkowo: czy ktoś widział w rossmannie ten olejek, klik? zaglądamy już któryś raz z kolei i wciąż ani widu, ani słychu :c
w ogóle zapragnęłyśmy z Moniką frytkownicy beztłuszczowej, klik (ja wprost uwielbiam frytki :c), ale ta cena zbiła nas z nóg ;d swoją drogą ciekawa jestem czy byłyby takie chrupkie (oczywiście frytki ;d) jak obiecują ;d

sobota, 20 czerwca 2015

Aktualizacja włosowa, czerwiec

Kolejny miesiąc - kolejna aktualizacja. Chciałam napisać ile cm mają moje włosy, ale niestety nie potrafię sama zmierzyć :c Może przy kolejnej okazji.
Włosy zafarbowane tydzień temu Henną Khadi, standardową metodą. Jestem z niej zadowolona niezmiennie i właśnie sobie uświadomiłam, że to już prawie rok odkąd porzuciłam farby chemiczne na długości. Była to chyba moja najlepsza włosomaniacza decyzja.
Włosy w większości suszę suszarką i nie zauważyłam niekorzystnego wpływu na ich stan. Sama jestem w posiadaniu tej suszarki (KLIK) i sprawdza się świetnie od ponad roku.


Szampony:
W tym miesiącu do codziennego mycia używałam właściwie tylko jednego szamponu marki Biolaven, Szampon wzmacniająco-wygładzający.
Do konkretniejszego oczyszczania niezmiennie używam Isana Med, Urea 5%. Korzystam z niego średnio co 10 dni. Częściej moje włosy nie potrzebują.
Zaczęłam również testować szampon Natura Siberica, Loves Estonia, o którym niedługo na pewno napiszę coś więcej.
Planuję również wrócić do Alterry (KLIK)
Odżywki/maski:
Niezmiennie Nivea Long Repair stosowana zawsze wtedy, kiedy nie miałam czasu rano, czyli w tym miesiącu tylko około pięciu razy.
Maska Liv-Delano, Green style, passiflora i rozmaryn nałożona zwykle na 10- 20 minut. Po 20 minutach uzyskuje efekt mega gładkich włosów.
W codziennym użyciu były również dwie maski Kallos: Bananowa oraz Pro-Tox.
Około 4 razy użyłam Maski kawiorowej L'biotica.
Oleje:
Staram się olejować włosy co drugie, trzecie mycie. Zwykle jest to sam olej lub mieszanka maski z olejem. W tym miesiącu był to Pilomax z aloesem, który mieszałam z łyżką olejku Evree Power fruit.
Poza tym kilka razy przed myciem nakładałam na godzinę, góra dwie Sesę egzotyczną lub olej arganowy. Rozpoczęłam również testowanie olejku Ajurvedyjskiego z Orientany.
Suplementy:
Biotebal
Serum:
L’Oreal Paris, Elseve Magiczna Moc Olejków, Eliksir odżywczy, którego następce już kupiłam. Wreszcie skusiłam się na Mythic Oil do włosów farbowanych i obym się nie zawiodła.
Jednak Elseve bardzo lubiłam (KLIK)

Nawiązując do ostatniego posta o szczotkach, teraz w Rossmannach jest na promocji szczotka 100% włosia z dzika w bardzo dobrej cenie (KLIK)

R I L K E


sam komplet kosztował mnie 190 zł, jestem w nim wręcz zakochana. planuję kupić również beżowy, który podobnie jak powyższy jest nowością RILKE ; )
a teraz kawa, którą dziś przygotowuje moja mama z lodami, mniam! dzieje myśli teoretycznokulturowej, wpada również znajoma, ponieważ będziemy uczyć się wspólnie (co prawda ona przebąkiwała o czymś na kształt: szkolenie prawo zamówień publicznych, więc się poniekąd trochę rozmijamy w dziedzinach naukowych ;d) żeby spędzić ze sobą trochę czasu : )

M.

piątek, 19 czerwca 2015

For Your Beauty, szczotki do włosów z Rossmanna

dziś wpis na życzenie, ponieważ jedna z Was zasugerowała post o szczotce wiosłowej z rossmanna. doszłyśmy z Moniką do wniosku, że w takim układzie zrobimy recenzję, która uwzględni dwie szczotki z rosmanna, for your beauty ;3

w 'porządniejsze' szczotki zaopatrzyłam się niespełna parę miesięcy temu. dotychczas rozczesywałam włosy czym popadło i co aktualnie znajdowało się pod ręką - czy to grzebień, czy po prostu jakaś szczotka z auchan, mało wymyślna. swojego czasu zakupiłam nawet TT, ale po paru przeczesaniach wierzchniej warstwy włosów, ponieważ porządnym czesaniem tego nazwać nie mogę ;3, stwierdziłam, że ten rodzaj szczotki jest co najwyżej do głaskania i to w dodatku niekoniecznie po włosach. poza tym czułam, że jest jakaś niedelikatna i miałam wrażenie, że bardzo szarpie mi włosy, dodatkowo ich kompletnie nie rozczesując. nie zasłużyła sobie nawet na przeczesywanie włosów w trakcie olejowania. długo leżała zapomniana, ostatecznie trafiła w ręce Moniki.
szukałam dalej. wspomniałam wtenczas wakacje w grecji u siostry, kiedy pożyczałam od niej notorycznie 'zwykłej' szczotki, ale właśnie takiej 'rozłożystej', wiosłowej. pamiętam, że genialnie rozczesywała mi włosy i nie musiałam się specjalnie przy tej niewątpliwej przyjemności namachać. postanowiłam szukać czegoś na 'ten kształt' a idealnie by było jakby wkradło się w nią trochę włosia dzika i... znalazłam. w rossmannie. cena 29,99 zł. sekunda namysłu, ocena ryzyka względem kolejnej tego dnia 'grabieży' własnego portfela i... kupiona ;3
ah, ta szczotka była (i jest!) spełnieniem moich włosowych marzeń (oczywiście tych dotyczących akcesoriów).
po takim czasie, w dodatku codziennego użytkowania, śmiało mogę ją polecić. zwykle rozczesuję nią włosy po umyciu (notabene, tylko wtedy je rozczesuję, włosy myję codziennie), które już niemalże są suche, ale czuć nań minimalną wilgoć - w takim stanie rozczesują się bajecznie łatwo. szczotka radzi sobie z rozczesaniem włosów przed hennowaniem/indygowaniem, kiedy 2-3 razy umyję szamponem z sls'ami, co uważam za dużą zaletę, ponieważ z żadną inną szczotką nie odważyłabym się tak eksperymentować.
nie urywa włosów, nie niszczy końcówek, nie ciągnie, nie wyrywa. w połączeniu z kropelkami (ja używam do zabezpieczenia 3-4) oleju, roztartymi w dłoniach i rozprowadzonych na włosach gładko po nich sunie i na dodatek ślicznie je wygładza i 'nabłyszcza'.


...i recenzja szczotki Moniki ;3:

Po tym, jak Tangle Teezer zmasakrował mi końcówki poszukiwałam nowej szczotki do włosów. Oczywiście nie zrezygnowałam z TT całkowicie. Ciągle go używam, jednak już tylko do określonego celu. Rozczesuje nim włosy po myciu, kiedy są wilgotne. Czasem przeczeszę nim grzywkę w ciągu dnia i na tym jego rola się kończy.
Do rozczesywania na mokro nie ma dla mnie innego urządzenia, bo tak to chyba można nazwać, które sprawniej i bez szarpania poradzi sobie z rozplątaniem kosmyków.
Odkąd ograniczyłam używanie TT i kupiłam szczotkę z Rossmanna moje końcówki, jak i całe włosy są w lepszym stanie.
Słowo wyjaśnienia, dlaczego nie kupiłam 'szczotki z dzika', która również jest dość łatwo dostępna w tym sklepie. Naczytałam się o niej dużo dobrych rzeczy, ale często spotykaną wadą było to, że puszy włosy. Tego chciałam uniknąć.
Skusiłam się na szczotkę drewnianą z włosiem, która kosztowała 25,99 zł.
Nie jest ona w 100 procentach z włosia dzika. Między włosiem znajdują się plastikowe igiełki zakończone okrągłą kuleczką. Dzięki temu szczotka dobrze rozczesuje włosy, nie puszy ich ani trochę. Ponad to dobrze wygładza. Włosy nie plączą się, a szczotka ich nie ciągnie i nie wyrywa.
Używam jej tylko i wyłącznie na suchych włosach i tak sprawdza się świetnie.
Jedynym problemem jest czyszczenie jej, ponieważ gęsto osadzone włoski trudno doczyścić. Lubi się na nich szybko zbierać kurz i inne zanieczyszczenia.
Regularne mycie to podstawa.

#newin

kolejne włosowe nowości, poprzednie, klik! już są w użyciu ;3 taka włosowa polisa inwestycyjna zaczyna się z tego wszystko robić ;d na chwilę obecną jest co używać i postanowiłyśmy zrobić sobie bana za zakupy kosmetyków do włosów ;d
mythic oil nie byłam sobie w stanie odmówić, ponieważ z zabezpieczania włosów marion, kuracja z olejkiem arganowym nie jest zadowolona, gdyż produkt był, z tego co niestety doświadczyłam, niewystarczający stąd pomysł na inwestycję w coś (mam nadzieję) lepszego.

czwartek, 18 czerwca 2015

Biolaven, Krem do twarzy na noc

To już staje się nudne, ja wiem ;d Kolejny produkt Biolavenu i kolejny hit. Ta marka to chyba ostatnio moja ulubiona, co widać na blogu.
Krem kupiłam po tym jak zapchał mnie Synchroline. Do pielęgnacji wieczornej używam zamiennie albo olejku Alterry albo właśnie kremu.
Skusiłam się na krem Biolaven, ponieważ skład jest naprawdę fenomenalny, a do tego zapach całej linii uwielbiam. Przypomnę, że pachnie ona winogronem, lawendą i odrobiną cytryny.


W składzie: olej sojowy, olej z pestek winogron, mocznik, emulgatory naturalne z oleju kokosowego, masło avokado, skwalan, panthenol, witamina E, olejek lawendowy.
Same dobroci, które działają na skórę odżywczo, nawilżająco - są i emolienty, i humektanty, do tego antyoksydant. Wszystko wydaje się tłuste czy ciężkie, ale jest tak połączone, że konsystencja jest lekka, szybko się wchłania i już po chwili na buzi zostaje tylko delikatnie tłusta warstwa, która absolutnie nie jest wyczuwalna.
Moja buzia należy do wymagających, suchych i krem ten wręcz pije. Kilka razy nałożyłam go również na dzień i makijaż dobrze się na nim trzymał.



Kosmetyk świetnie koi podrażnienia. Natychmiastowo po aplikacji naskórek odzyskuje komfort. Rano po przebudzeniu twarz jest nawilżona, gładka w dotyku, nie woła od razu kolejnej dawki nawilżenia. Ponadto jest uspokojona, bledsza.
Krem absolutnie mnie nie zapchał, nawet stosowany dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Myślę więc, że jest bezpieczny.
Nie podrażnia oczu, nawet gdy posmaruję również okolice oczy czy powieki.
Wydajność jest bardzo dobra, ponieważ już niewielka ilość starcza na pokrycie twarzy i szyi. Zapłaciłam za niego 22 zł w osiedlowym sklepie zielarskim. Cena na stronie producenta to 24,90 zł.
Pojemność to aż 50 ml zamknięte w miękkiej, wygodnej tubce.

Tymczasem zbieram się na działkę z Ukochanym, nieco się wygimnastykować w porządkach domowych i, hm, 'ogrodowych' ;d Miejmy nadzieję, że nie ucierpi elewacja domu jak ostatnio ;d

M.