piątek, 31 maja 2013

czekoladowa łakoć dla... włosów ;>

czyli ni mniej, nie więcej:
wypróbowałam bardzo dużo olei do włosów, także zdążyłam już zauważyć które mi służą, a które niekoniecznie.
na mojej liście 'top olejów' znajduje się niezaprzeczalnie właśnie masełko kakaowe ; ) zamówiłam je oczywiście ze strony ZSK, 80 g za 8,64 zł.
masełko jest dość wydajne, zauważyłam, że o wieeele dłużej mogę się cieszyć czymś co muszę zawzięcie wydłubywać ; d
oleje, które nie wymagają mozolnego siłowania się po kolei z całą zastawą stołową schodzą mi nieco szybciej.
także plusik za wydajność 80 g masła kakaowego.
idąc za ciosem - matko boska, jak ono cudownie pachnie!
nakładać je na włosy to czysta przyjemność.
pod względem zapachowym urzekło mnie równie mocno jak olej z pestek śliwki, który dodany do mojego ulubionego (zaprzyjaźniłam się z nim na nowo w tym miesiącu) balsamu do włosów bez spłukiwania z joanny w postaci 2-3 kropelek czyni dosłownie cuda i jest niczym dotknięcie magicznej różdżki.
kiedy moje włosy mają puszena na głowie, wystarczy, że nałożę na nie właśnie balsam z kropelkami oleju śliwkowego, przeczeszę i włosy nie do poznania ; d puszen znika bez śladu.

masło przechowuje się w lodówce, zatem trzeba się psychicznie przygotować na obrządek z zastawą stołową, najpierw próba wydłubania łyżką, potem widelcem a w akcie desperacji chwyta się za nóż.
rączka boli, ale potem pozostaje już tylko wsadzenie do mikrofalówki i czekanie aż nasza czekoladowa słodycz zechce się rozpłynąć.
(na stronie zróbsobiekrem radzą by dodać jakiegoś płynnego oleju w celu rozmiękczenia, ja tego nie praktykowałam, rozpuszczenie kakałka solo nie trwało długo.)


stosuję je zwykle w duecie z jakimś olejem z uwagi na fakt, że nałożone solo po jakieś pół godziny usztywnia włosy.
mało pożądany przeze mnie efekt ;p
stosuję również dodając do odżywki/maski i trzymając na głowie tyle ile aktualnie mam czasu.

włosy cudnie się falują, błyszczą, nie ma puszena, nawilżenie obecne - sama słodycz ; )
szkoda, że zapach niestety nie utrzymuje się na włosach choć na moich to tylko kozieradka, cebula i czosnek są nie pozbycia :c pofarbowałam włosy na brąz i byłoby pysznie gdyby zechciały pachnieć czekoladą ;p
masełko kakaowe wnika we włosy podobnie jak kokos (który ostatnio mi nie służy) i mile zapamiętane babassu ; )
i właśnie z tego powodu baaardzo do mnie przemawia.
kupiłam je z myślą o smarowania ciała, ale niestety moja włosowa obsesja wzięła górę.
kiedy mi się skończy zamówię na pewno kolejne, tym razem może coś niecoś 'skapnie' na ciało ; )
może nawet zapach się dłużej będzie utrzymywać kiedy będę je stosować bezpośrednio na skórę ;>

i na koniec mój ostatni zakup.
odżywka z garniera pachnie OBŁĘDNIE, co najważniejsze utrzymuje się troszkę na włosach.
WRESZCIE doczekałam się olejku GP, już myślałam, że go nie dorwę nigdzie.


+ obiekt mojego pożądania GARNIER OLIA, zamierzam wypróbować jakiś brązik, ponoć BRĄZ wychodzi jak... BRĄZ, także jest dobrze.
zdjęcie pochodzi z tej strony:

poniedziałek, 20 maja 2013

efekt koloryzacji 'czerwonym blondem' + sok z cebuli i czosnku ;>

zacznę może od mojej ostatniej koloryzacji, która miała miejsce parę dni temu.
farbowałam włosy la stradą, scandic line, 'czerwonym blondem', która była chyba 'najdziwniejszą' farbą jakiej kiedykolwiek użyłam.
na próbniku była to piękna czerwień, taka, hm, 'w sam raz', ale cóż...
plusem jest fakt, iż farby było dużo, 100 ml, a ja koloryzując włosy muszę mieć koniecznie ogrom wszystkiego co potrzebne w zapasie, inaczej wpadam w panikę, iż farby mi nie starczy i będę 'łaciata', lub jak to mama nawykła do mnie mówić po feralnych farbowaniach - 'wyglądasz z tym co masz na głowie jak skunks'...
sama farba kosztowała 14 zł, zaś utleniacz 1000 ml, 6% (zamawiałam od jednego sprzedawcy, który niestety mniejszych buteleczek nie posiadał) 10 zł.
kupowałam oczywiście na allegro.








po dodaniu farby, utleniacza i odrobiny odżywki:


moje zdziwienie rosło z każdą kolejną minutą procesu koloryzacji ;d
zdaję sobie sprawę, że kolor na jaki utlenia się farba, nie ma nic wspólnego z końcowym kolorem po farbowaniu, ale wiadomo - dreszczyk emocji jest i myśli w stylu 'jak będzie mi w jagodowym kolorze'...
a dlaczego jagodowym?
a no dlatego:


pomyślałam sobie, trudno, kiedyś już 'sploty' w podobnym odcieniu miałam, także wielkiej straty po czerwieni aż takiej nie będzie...
jednak po nałożeniu na włosy, farba przybierała kolor pomarańczowy, pomyślałam więc - PO PROSTU SUPER zamiast czerwieni wyjdzie mi rudy :E
po dręcząco-wyczerpującej gonitwie myśli, która trwała całe 35 minut, stwierdziłam, że trudno, ważne by pokryło odrost, by reszta była względnie równa, ponieważ i tak za niedługo nałożę piankę z venity.
efekt jednak był taki, że odrost faktycznie pojaśniał, reszta przyciemniła się o 1-2 tony.
ostatecznie tragedii nie ma, ale liczyłam na 'żywszy' czerwony, z drugiej zaś strony nie chciałam czegoś mocnego i delikatnie mówiąc - rażącego po oczach.
chciałam jedynie osiągnąć swój czerwony, 'złoty środek'... :c

na zdjęciach mój odrost przed i po.
po pierwszym umyciu włosy się zrównały i nie było widać żadnej, większej różnicy w kolorze.
były na całości takie jak widać na zdjęciu, z tym, że nieco ciemniejsze.
pobłysk widoczny na zdjęciu był mimo wszystko całkiem, całkiem.
ogółem liczyłam na inny efekt końcowy i na następny raz rozejrzę się za czymś innym ; )

włosy po umyciu, by odrost się lepiej 'rozpłaszczył' i tym samym był widoczniejszy.



jedyne co w farbie mi przypasowało to fakt, że na prawdę wyszło jej dużo i mogłam sobie ciapać ile wlazło, czyli tak jak lubię ; ) i trzeba przyznać, że nie dusiłam się jej smrodem.
spłukiwało się ją przyjemnie, włosy nie były szorstkie, niemiłe w dotyku i większych zniszczeń nie zauważyłam.

byłam dziś podciąć włosy o dwa centymetry.
zawsze kiedy pozbywam się choć odrobiny włosów, tłumacząc sobie, że to dla ich dobra, wiadomo, wpadam w lekką manię i przeszukuję gorączkowo internet w poszukiwaniu sposobów 'cud' na szybszy przyrost.
jak dziecko dosłownie ;p
jeszcze zbyt wcześnie by powiedzieć, że olej musztardowy mimo, iż z moimi włosami działa cuda, są pięknie nawilżone, idealnie obciążone, takie śliskie, błyszczące, o ile jakoś słabo z przyrostem.
stosując olej łopianowy z czerwoną papryką zdaję się, że efekty widziałam prędzej, choć i tak mam oporne włosy i rosną skubane 1 -1,5 cm na miesiąc.
ale mnie to nie przeszkadza, lubię testować różne rzeczy, który mają związek z włosami także postanowiłam sobie poczytać o dobroczynnym soku z cebuli i czosnku ;>
pisała o tym eve (KLIK), także zainspirowana jej wpisem, pobiegłam do kuchni.
po paru minutach sumiennego tarcia cebuli, wyglądając jak panda straszyłam mamę przygotowującą obiad ; )
później zgniotłam czosnek (dwa ząbki) specjalnym do tego przyrządem, który w dzieciństwie zawsze myliłam z 'dziadkiem do orzechów' ; )
całość przełożyłam na gazę i oczywiście zaczęłam wyciskać z niej cebulowo-czosnkowe soki do miseczki ; )



następnie rozpuściłam łyżkę sesy i łyżkę oleju kokosowego i dodałam 6 ml wody brzozowej.
wszystkie składniki połączyłam ze sobą.
przysłużyła mi się do tego buteleczka z atomizerem.
jednak buteleczka potrzebna jest mi jedynie do przechowywania wcierki (zostało mi jeszcze na raz, dwa i postaram się to zużyć jutro).
do aplikacji użyłam czegoś wprost idealnego, czym od dawna aplikuję sobie różne mazidła na skalp, ponieważ pipetka dociera na prawdę WSZĘDZIE.
jestem właśnie w trakcie pierwszego, inauguracyjnego 'noszenia' ;p mój skalp jest raczej odporny, więc żadnego szczypania, pieczenia, mrowienia nie było.
w sumie szkoda, z początku mogłoby nieco mrowić, miałabym chociaż wrażenie, że coś nie coś tam działa.
niedługo zmyję, nos mi się już przyzwyczaił do tego 'zapachu', choć jestem zboczona i zarówno zapach cebuli i czosnku wprost uwielbiam ; ) nawet mama, dość wrażliwa na smród tego typu, jeszcze nie wyrzuciła mnie z domu, także chyba aż tak fatalnie nie jest ;d
postaram się to stosować 1-2 razy w tygodniu, teraz stawiam na kozieradkę, którą kupię na dniach.
jestem zbyt leniwa do wcierki cebulowej ;p
także zaczynam z prawie zerowym odrostem i zobaczymy co z tego wyniknie za miesiąc ; )

sobota, 18 maja 2013

hypoallergenic, liquid eyeliner - smaczna czekoladka.

gwiazdą dzisiejszego, hm, poranka, świtkiem koło południa zostaje wspomniany w tytule posta eyeliner hypoalergiczny.
prezentuje się on nie inaczej:

do wyboru były dwa kolory: czary i brązowy, szczerze powiedziawszy chwyciłam pierwszy z brzegu, ponieważ się spieszyłam, a niegdyś będąc w naturze w innym mieście, pomazałam nim rękę i byłam oczarowana, także doszłam do wniosku, że zarówno z czarnego jak i z czekoladowego odcienia będę zadowolona ; ) także z tej "łapanki" trafiła mi się czekoladka, prezentująca się, o tak:


na opakowaniu w które zapakowany jest eyeliner jest napisane:
"pozwala na stworzenie wyrazistej, precyzyjnej kreski. trwała, nie rozmazuje się. odpowiednia dla osób o wrażliwych oczach, noszących okulary i szkła kontaktowe. bezzapachowa, nie zawiera alkoholu oraz parabenów. przebadana okulistycznie."
co prawda okularów, bądź szkieł kontaktowych nie noszę, ale od jakiegoś czasu łzawiłam intensywnie, także postanowiłam zdecydować się na coś delikatniejszego : ) i faktycznie, mam dużo mniejszy problem z oczami.
w kwestii "wyrazistej, precyzyjnej kreski"... JAK NAJBARDZIEJ! za jednym pociągnięciem otrzymujemy kreskę bez prześwitów, intensywną kolorystycznie.
lajner nie odbija się na powiekach, nie rozmazuje się.

maluję oczy w ten sposób codziennie, także zależy mi na szybkim, precyzyjnym makijażu oczu.
bez krechy nigdzie się nie ruszam ;d
w kwestii trwałości na prawdę duży plus, ponieważ trzyma się bardzo przyzwoicie - cały dzień, bez poprawek.
i do tego ten śliczny kolorek ; )
eyeliner posiada sztywną końcówkę, nie mam problemu z takimi aplikatorami, w zasadzie umiem się pomalować wszystkim prócz eyeliner'a w żelu ;p
cena około 13 złotych, na prawdę wart tych pieniędzy ;>

i czas na zdjęcia, tak właśnie prezentuje się na oczach ; ) oczywiście malowałam się na szybko (nigdy nie mam czasy żeby się jakoś przyłożyć do zdjęć ;d), także przepraszam, że wygląda to tak a nie inaczej.
jednak kolorek cud urody widać dokładnie ; )


a teraz zmykam zmyć z włosów olej musztardowy, który okrutnie przypadł mi do gustu, tak powalająco działającego oleju jeszcze nie miałam!;>
ale żeby coś więcej o nim powiedzieć, muszę jeszcze nieco stosować : )

piątek, 17 maja 2013

WYNIKI ROZDANIA : )

na początku pragniemy wszystkim podziękować za udział, na prawdę bardzo mi miło, że było tyle zgłoszeń do zabawy, jaką dla Was zorganizowałyśmy : )
serdecznie zatem gratulujemy zwycięzcom, zaś pozostałej reszcie uczestniczek możemy powiedzieć, iż za niedługo, kiedy znów coś wpadnie mi do portfela, będzie kolejne rozdanie : )
smutno nam, że nie możemy obdarować każdego, wybaczcie.

chciałybyśmy również przeprosić za ponad 12 godzinny poślizg w wyłonieniu zwycięzców, ale komputer stroił bardzo bezczelne figle, dlatego nie przedłużając, ponieważ przesiaduję na nie swoim komputerze, kosmetyki m.in tołpy wygrywa:

a nagroda pocieszenia, do której postaramy się coś jeszcze niewielkiego dorzucić ; ) prześle się do:

w kwestii wysyłek, proszę dziewczynki wyślijcie nam swoje adresy na:
perkypeachalessia@gmail.com 
całość postaramy się wysłać w przyszły wtorek, najpóźniej w środę z uwagi na brak czasu :c
pozdrawiamy i jeszcze raz dziękujemy!: )

poniedziałek, 13 maja 2013

rozdaniowa przypominajka ; ) i babeczkowe wypieki

w kwestii rozdaniowych chciałam uroczyście obwieścić, iż można się zgłaszać jeszcze przez 2 dni ;>
klik,klik


a teraz czas na to, by moje wczorajsze, hm, 'dzieła inaczej' ujrzały światło dzienne ;d




środa, 8 maja 2013

no to lecimy z tym koksem, a raczej z musztardą...

i milionowe już uzupełnienie zapasów z ZSK.
oczywiście kiedy złożyłam zamówienie, przypomniało mi się, że o czymś ZNÓW zapomniałam... tak czy siak, ogłaszam wszem i wobec niewypłacalność do odwołania, skończyły się czasy mlekiem i miodem płynące.
na początek przedstawię Wam mojego nowego pobudzacza wzrostu czerwonych splotów ;d (swoją drogą szkoda, że nie odrastają czerwone <3) żaliłam się oczywiście gdzie mogłam, że mimo, iż pałam wielką miłością do olejku łopianowego z czerwoną papryką z green pharmacy, NIGDZIE JUŻ GO NIE WIDUJĘ ;e
także postanowiłam zainwestować w olej musztardowy, zobaczymy czy się sprawdzi i czy da mi to, czego oczekuję ;p


oczywiście nie mogłam się powstrzymać by nie dokupić sobie oleju sesa, tym razem w wielgaśnej buteleczce, która starczy mi na baaardzo długo.
do tego w gratisie maleńki szampon, przyznam, że jestem go nieco ciekawa ;>

 

i na koniec, wspomniane już zróbsobiekrem : )



zapasy spiruliny do picia, no przynajmniej 60 g będzie zdatne do porannych 'drinków' z wodą mineralną na jakiś czas, a 30 g może przeznaczę do innych celów ; )
glinka marokańska to nowość, a że to nowość a na dodatek glinka to po prostu musiała być moja ; ) maseczek z reguły nie używam (mówię o tych drogeryjnych), wyjątkowo rzadko na to tracę pieniądze, więc właściwie stosuję tylko glinki w tym zakresie raz na jakiś czas ; ) w moim przypadku jest to wystarczające.
korund - przy ostatnim zamówieniu dostałam go w ramach 'prezenciku' a po pierwszym użyciu próbeczki już rozważałam zamówienie 200 g ;d trzeba przyznać, że wodzą na pokuszenie skutecznie.
;d
patrząc na to, przyznam, że troszkę pieniędzy przepuściłam ;d

nie pozostaje mi nic innego jak testowanie!;>

poniedziałek, 6 maja 2013

średnio udana kosmetyczna obława + urozmaicenie dnia - bubble tea

dziś miałam zakusy na kosmetyczną obławę, udałam się w tym celu do sąsiedniego miasta.
największe nadzieje pokładałam w bingospa, jednak po wnikliwszych oględzinach niż ostatnio, stwierdziłam, że niestety NIC DLA MNIE NIE MA :c asortyment małego sklepiku nie podołał.
ale, ale! zaopatrzyłam się w nowości green pharmacy, już się nie mogę doczekać jak się będą sprawowały.
żałuję, że nie było olejku łopianowego z olejem arganowym, liczyłam na niego :c
masło do ciała przysłuży mi się głównie do kremowania włosów ;> hm, do cielska może też wypróbuję, kto wie : )


jeśli chodzi o moje włosowe potrzeby, zakupiłam kolejny olej, to staje się już powoli obsesją ;d olej kokosowy, alterra i szampon o prostym składzie z SLS w celu oczyszczenia włosów porządnie raz na miesiąc ; )


i tusz z rimmela, miałam wersję calusieńką pomarańczową i miło ją wspominam, więc sięgnęłam po nowość w nadziei, iż nie zatrze moich dobrych wspomnień ;p


i na koniec moja dzisiejsza bubble tea, pierwsza w życiu i przyznam, iż nieostatnia ;p
całkiem smaczna rzecz, a polowanie słomką na kuleczki przepełnione syropem truskawkowym i żelki o smaku marakui urozmaiciło mi nieco samo picie herbaty ;d

czwartek, 2 maja 2013

włosowa aktualizacja w dwóch wydaniach, efekt po koloryzacji pianką venita light red

produkty, które używałam w kwietniu:

szampon: green pharmacy szampon do włosów normalnych z pokrzywą zwyczajną, częściej jednak sięgałam po alterrę papaja&bambus, sporadycznie myłam włosy babydream für mama balsam do kąpieli.
odżywka d/s: garnier olejek z awokado i masło karite, schauma fito kofeina (♥).
odżywka b/s: joanna, odżywka z lnem i rumiankiem.
oleje/inne: śliwkowy, jojoba, awokado, makadamia, z czarnuszki siewnej, z pachnotki, masło babassu, masło kakaowe organiczne (najczęściej robię mix wszystkich olei).
ponadto robię również mix łyżki kremu do rąk anida z woskiem pszczelim i olejem makadamia, łyżki oleju śliwkowego (lub innego oleju, który aktualnie posiadam) oraz łyżki lub dwóch odżywki schauma z fito kofeiną i 3-4 łyżkami wody na oko. czasem dodaję do całości mleczko pszczele w glicerynie (około 2-3 kropelek).
konsystencja musi być w miarę płynna, by można było bez większych problemów spryskiwać.
mieszam w buteleczce z atomizerem i spryskuję włosy, następnie pod folię, ręczniczek i siedzę tyle ile akuratnie mam czasu.
włosy po tej mieszance są tak cudownie miękkie, że po ostatnim razie cieszyłam się jak dziecko i nieustannie się dotykałam ;d
w skalp wcieram olejek łopianowy z czerwoną papryką, green pharmacy.
suplementy: brak, ale od 5 dni piję SPIRULINĘ! i jestem chyba jakaś zboczona, bo nawet mi smakuje i piję ją z przyjemnością ;d ciekawa jestem efektów ;>
farbowanie: włosy przeszły dekoloryzację (z koloru czarnego) 5 kwietnia, następnie koloryzację tonerem la riche vermillion red, natomiast około 3 dni temu, zafarbowałam je pianką venita, w odcieniu light red.
w maju planuję farbowanie farbą la strada, scandic line 'czerowny blond', ale to zapewne dopiero pod koniec miesiąca.

i czas na zdjęcia, trzy pierwsze bez flesza, ostatnie zrobione z fleszem, zresztą widać ; )









i przy okazji, zdjęcia pianki venita:


koloryzacja okazała się dziecinnie prosta, choć to była moja pierwsza koloryzacja jakąkolwiek pianką ; )
(przyznam, że obawiałam się tego, że coś schrzanię).
piankę nakładałam na suche włosy, po uprzednim wstrząśnięciu (nie mieszaniu ;p za każdym razem).
dzięki temu, że była nakładana na suche już włosy, było widać gdzie dokładnie jest, a gdzie jej jeszcze nie ma.
tak sobie właśnie myślę, że starczyłaby mi na dwa razy... jest na prawdę wydajna.
no ale już trudno, pierwszy raz był z rozmachem i sobie nie żałowałam ;p
szkoda jedynie, że trudno ją dorwać w naturze, raz jest, raz jej nie ma ;e kupując ją, mogłam przy okazji wziąć 'ognisty wulkan', wychodzi ponoć intensywnie czerwony, a za samą piankę dałam jedyne 5 złotych, chyba jest promocja w takim układzie ;d
po weekendzie, muszę znów tam zajrzeć i jeśli będzie bez zastanowienia się na nią rzucam!
dodam jedynie, że mnie jej zapach wybitnie przypasował ; ) nie odnotowałam jakiegoś przesuszenia czy jakiegokolwiek zniszczenia włosów.
pianka ze zdjęcia jest intensywnie czerwona z uwagi na fakt, że zdjęcie było robione zaraz po jej wyciśnięciu, z czasem ciemnieje, do takiej ładnej wiśniowej czerwieni.



na koniec zdjęcie trunku, który umila mi każdy poranek od pięciu dni ;p
płaska łyżeczka spiruliny mieszana z wodą, pita na czczo ; )



no to tyle ode mnie ; )

________________________________________________________________________________

produkty, które używałam w kwietniu:

szampon: alterra, zależy jaką akurat posiadam, zwykle z morelą lub papaja&bambus
odżywka d/s: -gliss kur ultimate volume 
-Tołpa, Planet of Nature, Regenerująca odżywka - maska odbudowująca 
-Garnier, Odżywka do włosów farbowanych `Żurawina i olejek arganowy'
-Garnier, Odżywka do włosów normalnych `Mango i kwiat tiare`
-maska sleek line, repair&shine

odżywka b/s: joanna naturia mak&bawełna, czasem jedwab joanny na końcówki
olej: dwa razy w tygodniu olejek łopianowy z czerwoną papryką green pharmacy na skalp i długość
farbowanie: co 5, 6 tygodni farbą allwaves, zwykle F444, ostatnio 8.4 jasny miedziany blond włosy nie poddawane żadnemu zabiegowi prostowania, są proste z natury ; )