Wiem, że na ten post dużo z Was czekało i przepraszam, że tak wszystko przeciągnęło się w czasie, ale niestety przez ostatni czas wiecznie mi mdło, a jednak muszę czuć się w 100% dobrze by farbować włosy a to dlatego, że proces ten trwa parę godzin : ) ... ale wszystko po kolei!
Etap pierwszy.
Zwykle w przeddzień farbowania włosów olejuję włosy na noc ulubionych olejem - zazwyczaj wybór pada na olej kokosowy, ponieważ z racji tego, iż jest olejem wnikającym przyczynia się do poprawy kondycji włosów znacznie bardziej niż inne niewnikające oleje. Na skórę głowy nakładam mieszankę oleju kokosowego oraz oleju rycynowego. Jak zobaczycie w następnym etapie mojego farbowania, fakt, że nakładam na włosy olej a następnie mieszam farbę z kolejną olejową mieszanką kompletnie nic nie znaczy. W moim przypadku ważne jest by nie pominąć olejowania przed farbowaniem, ponieważ włosy dużo lepiej wyglądają po samych ziołach, nie są dramatycznie splątane w wielkie, straszące swym wyglądem gniazda i dzięki temu reszta włosów jest zabezpieczona (mówię o długości) przed spływająca po nich farbą już podczas zmywania : )
Tutaj, klik efekt przed,w trakcie i po (zbliżenie na sam 'odrost').
Etap drugi.
Tutaj rozpoczynam proces koloryzacji - farbę
Color&Soin w odcieniu 1N (Hebanowa czerń) nakładam jedynie na same odrosty, ponieważ z racji nieprzyjemnych dolegliwości jakie odczuwam po zastosowaniu czystego indygo nie mogę sobie pozwolić na trzymanie go na włosach dłużej niż przez godzinę. W takim wypadku koloryzacja była nieskuteczna, bowiem reszta włosów oczywiście zyskiwała piękny, głęboki odcień, lecz niestety odrost łapał zielonkawą barwę, znacznie się odznaczał niemalże 'nietknięty' i wyglądało to po prostu 'nieprzyjemnie' : ) Chciałam zaoszczędzić na farbowaniu, nie uśmiechało mi się płacić za C&S, hennę z amlą oraz czyste indygo ponieważ wychodziło to co miesiąc 'trochę' drogo. Pewnego dnia po prostu do gotowej mieszanki farby dodałam dwie łyżki oliwki Baby dream fur mama - mieszanka nieco się rozrzedziła (po dodaniu oliwki zjaśniała, a potem utleniła się na nowo do czerni), <nie lubię jej żelowej konsystencji> oraz zyskała na objętości. Pomyślałam, że jak nie chwyci (w końcu naolejowane włosy + mieszanka farby z oliwką?... To nie mogło zadziałać!) to nic się nie stanie, będę mieć nauczkę i żadnych poważniejszych konsekwencji z tego nie wyciągnę. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu farba pięknie chwyciła i chwyta za każdym razem tak samo intensywnie. Trzymam ją na włosach około 50 minut. Jedyne czego nie polecam to używania wcierek przed farbowaniem. Ja ich nie używam, ale czasem zdarzyło mi się 'coś' wetrzeć i zapomnieć, że 'coś' wtarłam ;d Efekt farbowania był 'uszczuplony' a farba chwyciła jaśniej.
Etap trzeci.
Henna Khadi z amlą. Jedyna mieszanka z henną, która może 'odsiedzieć' na mojej głowie (oraz oczywiście włosach) całe cztery godziny : ) Stosowałam różne mieszanki - ciemny brąz, jasny brąz, czerń - z żadną nie wytrzymałam tyle ile mogę wytrzymać z henną z amlą. Ma przyjemny zapach i nie wywołuje we odruchu wymiotnego jak to niestety zdarzało się z wyżej wymienionymi mieszankami oraz niestety - z samym indygo. Zależy mi na tym, żeby leżała na włosach jak najdłużej a henna mogła spokojnie połączyć się z keratyną. Serio, myślenie o tym bardzo poprawia mi humor ;d (jak to niewiele trzeba... ;dd).
Dodam, że u mnie 'dodatki' do hennowania typu oleju eteryczne, przyprawy nie zdawały egzaminu - henna śmierdziała jak zawsze, a czasem nawet gorzej! Hennę z amlą mieszam z ciepłą (nie gorącą!) wodą. Kiedy mam więcej czasu zalewam mieszankę ziół glutkiem lnianym. Zwykle farbowanie przeznaczam na wolny dzień - czas mija szybko zważywszy na fakt, że zawsze znajdzie się coś do roboty.
Etap czwarty.
Indygo. Nie wyobrażam sobie nie zastosować indygowaca barwierskiego - to właśnie on nadaje moim włosom piękny, (moim zdaniem) unikatowy kolor - mam porównanie po stosowaniu farb drogeryjnych gdzie uzyskana za ich sprawą czerń nie spełniała moich oczekiwań a w dodatku niszczyła moje włosy. Indygo nakładam na godzinkę i dzięki temu, że nie trzymam go za długo na włosach czuję się w porządku. By ten stan utrzymać zwykle wietrzę pokój i zapalam jakiś wosk/świeczkę, ale delikatne, zwykle owocowe zapachy, które pomagają mi czuć się dobrze i nie wąchać zapachu indygo - w końcu włosy pozostawiam na półtora dnia bez masek, odżywek szamponów by kolor mógł zabrać głębi. Indygo mieszam z chłodną wodą. Nie stosuję żadnych dodatków. Swojego czasu próbowałam soli, zważywszy na fakt, że indygo ładnie puszcza kolor w środowisku zasadowym, ale o ile za pierwszym razem nie przesadziłam z jej ilością, to podczas drugiego farbowania najwyraźniej moja 'szczypta' była większa niż winna być i skończyłam z suchymi, lekko białawymi końcówkami włosów - zraziłam się niezmiernie, włosy musiałam podciąć a wtedy bardzo zależało mi na długości - teraz już tego oczywiście nie praktykuję i nakładam indygo (tak jak wspomniałam wyżej) jedynie z samą wodą : )
Jak radzę sobie z hennowym i indygowym przesuszem?
Długo trwało zanim znalazłam efektowny sposób na lekko przeuszone włosy. Dopiero za sprawą dwóch minionych farbowań wpadłam na sposób idealny! Oczywiście opisuję wszystko na podstawie moich własnych 'obserwacji', nikogo nie namawiam do niczego ;d
Włosów (po półtora dnia kiedy kolor zyskuje głębię) nie myję i od razu przystępuję do nakładania na nie mieszanki
jednego żółtka + oleju rzepakowego rafinowanego (nie szkoda mi wylać go dużo więcej niż innych wartościowych olejów) oraz 2-3 miodu : ) Trzymam całość 'pod przykryciem' około godziny a następnie dokładam na pół godziny oliwę z oliwek + żelatynę. Żelatyna towarzyszy mi w pielęgnacji od drugiego zastosowania (pierwsze wspominam tragicznie w skutkach, ponieważ posłużyłam się przepisem z internetu. Postanowiłam zmodyfikować zabieg laminowania pod potrzeby moich włosów i odkryłam mieszankę, który robi cuda z moimi włosami za każdym razem. Niezmiennie od długiego czasu. Przed większymi 'wyjściami' bez żelatyny się po prostu nie obejdzie! Dlaczego nie dodaję żelatyny od razu do mieszanki z olejem rzepakowym? Moje włosy wyglądają dobrze po żelatynie kiedy trzymam ją maksymalnie do 40 minut na głowie. Dlatego zostaje dołożona w następnym etapie. Po umyciu (a wcześniejszym zemulgowaniu maską) delikatnym szamponem dla ułatwienia rozczesywania przeciągam Niveą, Long repair i uzyskuję naprawdę zadowalający wygląd moich włosów : ) Zwykle po hennowaniu odzyskiwały formę po drugim, trzecim myciu. Teraz nie wyrywam już sobie połowy włosów przy czesaniu a i Cerkogel ma nieocenione działanie w złagodzeniu skutków hennowania na skórze głowy - włosy nie wypadają prawie wcale.
Bardzo chwalę sobie szampon Joanna z serii hypoalergicznej (teraz nie wyobrażam sobie nie mieć go w 'zapasie', ale dodatkowo również ten
tutaj z chmielem i drożdżami piwnymi zwrócił moją uwagę ;3 Dodatkowo z tej samej serii
ta odżywka z skrzypem i rozmarynem) -
mimo trójkrotnego mycia włosy są gładkie, miękkie i rozczesują się jak po użyciu dobrej maski. Nie farbuję włosów pasmami, lecz zaczesuję je do przodu z głową w dół i tak wygładzone szczotką włosy maczam w 'mieszankach' ; ) Następnie delikatnie rozprowadzam coraz wyżej po czym przechodzę do masowania włosów u samej góry. Nie widzę żadnych niedociągnięć w farbowaniu, zaiste dlatego, że włosy farbuję na ciemny kolor - niemniej jednak odrostów nigdzie nie ma więc całkiem nieźle sobie z tym radzę ;d Ten sposób serdecznie polecam. Włosy i tak myję z głową w dół a henna idealnie się w ten sposób wypłukuje a ja nie mam problemów z rozczesaniem jak kiedyś kiedy włosów przed hennowaniem nie rozczesywałam : )
Jeśli macie jakieś pytania, wątpliwości to piszcie proszę w komentarzach pod tym postem - chciałabym żeby wszystko było w jednym miejscu : ) ;*
Widziałyście już kosmetyczną ofertę z Biedronki,
klik? : )
Nivea Hydro Care (
klik) z szamponem i odżywką za
13,99 zł (innych wersji poza hydro, long repair i intense repair nie polecam): )