farbowałam włosy la stradą, scandic line, 'czerwonym blondem', która była chyba 'najdziwniejszą' farbą jakiej kiedykolwiek użyłam.
na próbniku była to piękna czerwień, taka, hm, 'w sam raz', ale cóż...
plusem jest fakt, iż farby było dużo, 100 ml, a ja koloryzując włosy muszę mieć koniecznie ogrom wszystkiego co potrzebne w zapasie, inaczej wpadam w panikę, iż farby mi nie starczy i będę 'łaciata', lub jak to mama nawykła do mnie mówić po feralnych farbowaniach - 'wyglądasz z tym co masz na głowie jak skunks'...
sama farba kosztowała 14 zł, zaś utleniacz 1000 ml, 6% (zamawiałam od jednego sprzedawcy, który niestety mniejszych buteleczek nie posiadał) 10 zł.
kupowałam oczywiście na allegro.
po dodaniu farby, utleniacza i odrobiny odżywki:
moje zdziwienie rosło z każdą kolejną minutą procesu koloryzacji ;d
zdaję sobie sprawę, że kolor na jaki utlenia się farba, nie ma nic wspólnego z końcowym kolorem po farbowaniu, ale wiadomo - dreszczyk emocji jest i myśli w stylu 'jak będzie mi w jagodowym kolorze'...
a dlaczego jagodowym?
a no dlatego:
pomyślałam sobie, trudno, kiedyś już 'sploty' w podobnym odcieniu miałam, także wielkiej straty po czerwieni aż takiej nie będzie...
jednak po nałożeniu na włosy, farba przybierała kolor pomarańczowy, pomyślałam więc - PO PROSTU SUPER zamiast czerwieni wyjdzie mi rudy :E
po dręcząco-wyczerpującej gonitwie myśli, która trwała całe 35 minut, stwierdziłam, że trudno, ważne by pokryło odrost, by reszta była względnie równa, ponieważ i tak za niedługo nałożę piankę z venity.
efekt jednak był taki, że odrost faktycznie pojaśniał, reszta przyciemniła się o 1-2 tony.
ostatecznie tragedii nie ma, ale liczyłam na 'żywszy' czerwony, z drugiej zaś strony nie chciałam czegoś mocnego i delikatnie mówiąc - rażącego po oczach.
chciałam jedynie osiągnąć swój czerwony, 'złoty środek'... :c
na zdjęciach mój odrost przed i po.
po pierwszym umyciu włosy się zrównały i nie było widać żadnej, większej różnicy w kolorze.
były na całości takie jak widać na zdjęciu, z tym, że nieco ciemniejsze.
pobłysk widoczny na zdjęciu był mimo wszystko całkiem, całkiem.
ogółem liczyłam na inny efekt końcowy i na następny raz rozejrzę się za czymś innym ; )
włosy po umyciu, by odrost się lepiej 'rozpłaszczył' i tym samym był widoczniejszy.
jedyne co w farbie mi przypasowało to fakt, że na prawdę wyszło jej dużo i mogłam sobie ciapać ile wlazło, czyli tak jak lubię ; ) i trzeba przyznać, że nie dusiłam się jej smrodem.
spłukiwało się ją przyjemnie, włosy nie były szorstkie, niemiłe w dotyku i większych zniszczeń nie zauważyłam.
byłam dziś podciąć włosy o dwa centymetry.
zawsze kiedy pozbywam się choć odrobiny włosów, tłumacząc sobie, że to dla ich dobra, wiadomo, wpadam w lekką manię i przeszukuję gorączkowo internet w poszukiwaniu sposobów 'cud' na szybszy przyrost.
jak dziecko dosłownie ;p
jeszcze zbyt wcześnie by powiedzieć, że olej musztardowy mimo, iż z moimi włosami działa cuda, są pięknie nawilżone, idealnie obciążone, takie śliskie, błyszczące, o ile jakoś słabo z przyrostem.
stosując olej łopianowy z czerwoną papryką zdaję się, że efekty widziałam prędzej, choć i tak mam oporne włosy i rosną skubane 1 -1,5 cm na miesiąc.
ale mnie to nie przeszkadza, lubię testować różne rzeczy, który mają związek z włosami także postanowiłam sobie poczytać o dobroczynnym soku z cebuli i czosnku ;>
pisała o tym eve (KLIK), także zainspirowana jej wpisem, pobiegłam do kuchni.
po paru minutach sumiennego tarcia cebuli, wyglądając jak panda straszyłam mamę przygotowującą obiad ; )
później zgniotłam czosnek (dwa ząbki) specjalnym do tego przyrządem, który w dzieciństwie zawsze myliłam z 'dziadkiem do orzechów' ; )
całość przełożyłam na gazę i oczywiście zaczęłam wyciskać z niej cebulowo-czosnkowe soki do miseczki ; )
następnie rozpuściłam łyżkę sesy i łyżkę oleju kokosowego i dodałam 6 ml wody brzozowej.
wszystkie składniki połączyłam ze sobą.
przysłużyła mi się do tego buteleczka z atomizerem.
jednak buteleczka potrzebna jest mi jedynie do przechowywania wcierki (zostało mi jeszcze na raz, dwa i postaram się to zużyć jutro).
do aplikacji użyłam czegoś wprost idealnego, czym od dawna aplikuję sobie różne mazidła na skalp, ponieważ pipetka dociera na prawdę WSZĘDZIE.
jestem właśnie w trakcie pierwszego, inauguracyjnego 'noszenia' ;p mój skalp jest raczej odporny, więc żadnego szczypania, pieczenia, mrowienia nie było.do aplikacji użyłam czegoś wprost idealnego, czym od dawna aplikuję sobie różne mazidła na skalp, ponieważ pipetka dociera na prawdę WSZĘDZIE.
w sumie szkoda, z początku mogłoby nieco mrowić, miałabym chociaż wrażenie, że coś nie coś tam działa.
niedługo zmyję, nos mi się już przyzwyczaił do tego 'zapachu', choć jestem zboczona i zarówno zapach cebuli i czosnku wprost uwielbiam ; ) nawet mama, dość wrażliwa na smród tego typu, jeszcze nie wyrzuciła mnie z domu, także chyba aż tak fatalnie nie jest ;d
postaram się to stosować 1-2 razy w tygodniu, teraz stawiam na kozieradkę, którą kupię na dniach.
jestem zbyt leniwa do wcierki cebulowej ;p
także zaczynam z prawie zerowym odrostem i zobaczymy co z tego wyniknie za miesiąc ; )
postaram się to stosować 1-2 razy w tygodniu, teraz stawiam na kozieradkę, którą kupię na dniach.
jestem zbyt leniwa do wcierki cebulowej ;p
także zaczynam z prawie zerowym odrostem i zobaczymy co z tego wyniknie za miesiąc ; )
ciekawa jestem efektów tej wcierki cebulowej, sama chętnie bym przyspieszyła wzrost.
OdpowiedzUsuńzapach mi nie przeszkadza.
efekty, wliczając zdjęcia na pewno pojawią się na blogu za miesiąc ; )
Usuńmnie również 'brzydkie' zapachy nie odrzucają.
Moim zdaniem kolor wyszedł fajny! Taki odcień rudego, jaki mi się najbardziej podoba :)
OdpowiedzUsuńdziękuję ; ) taka w sumie 'czerwona miedź', podobny efekt uzyskiwałam mieszając la riche vermillion red (półtorej łyżki) z odżywką, jednak mnie wciąż po głowie łazi czerwień, konkretna czerwień :>
UsuńKolor według mnie wyszedł świetny i ten błysk :)
OdpowiedzUsuńfakt, ostatnio włosy błyszczą mi się na potęgę ;>
Usuńo wcierka cebulowa? ja stosuje jantar, wczesniej piłam drożdze, ale efekt był uboczny - wysyp, ktory trzymał sie 4 miesiące po odstawieniu drożdzy ;p
OdpowiedzUsuńmnie niestety jantar ani ziębił, ani parzył, więc kombinuję w innym kierunku ;> że tak powiem pokłon w stronę natury ;d
UsuńTez teraz znowu wcieram wcierke z cebuli i czosnku, plus stosuje takze olej z czosnku, imbiru i cebuli- pachnie jak mielone :D
OdpowiedzUsuńpiękny kolor;)!
OdpowiedzUsuńŚliczny ten kolorek!:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę ten kolor jest cudowny!:) Czerwony blond fajna nazwa :D
OdpowiedzUsuńKolor super:)
OdpowiedzUsuńale piękny kolor jestem zaskoczona, wyszło super
OdpowiedzUsuńniesamowity ten kolorek :)
OdpowiedzUsuńświetny kolor, a maseczka to dopiero niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńhttp://copacabanaa.blogspot.co.uk/
piękny kolor!!!!!!!! :D
OdpowiedzUsuń