poniedziałek, 18 marca 2013

Miss Sporty, metallic purple, eyeliner.

ah, okrutnie długo nie zaglądałam na bloga, co oczywiście traktuję w kategorii błędów niewybaczalnych.
na szczęście teraz będę miała więcej czasu na przeciąganie w nieskończoność czegoś co daje mi tyle przyjemności ; )

na nowe 'dzień dobry' dobiorę się do:
Miss Sporty, metallic purple, eyeliner.
przemierzając rossmanna, nie miałam jakiś specjalnych 'eyelinerowych' fantazji, jednakże kiedy coś przybiera fioletowe barwy i można tym podkreślić kształt oczu, niestety nie potrafię się oprzeć.
zatem mimo, iż był to fiolet metaliczny, zbytnio ten fakt mi nie przeszkadzał, tym bardziej, że cena również nie przyprawiała portfela o 'płacz i zgrzytanie zębów', jedyne - 8, 49 zł.



jeśli chodzi o samą przyjemność, a właściwie NIEPRZYJEMNOŚĆ używania:
pędzelek prezentuje się, o tak:


do pędzelka przyczepić się nie mogę, ponieważ zważywszy na fakt, iż umiem się pomalować praktycznie wszystkim co wiążę się z ajlajnerem i jego 'oprzyrządowaniem', w tym przypadku jednak jest to tylko i wyłącznie wina produktu.
niestety, ale malowałam się tym ustrojstwem bite 15 minut (zatem tempo wysychania również nie powala), które spędziłam na licznych poprawkach, gdyż były PRZEŚWITY.
za jednym (a nawet trzema, czterema) pociągnięciem nie ma mowy o uzyskaniu satysfakcjonującego mnie, intensywnego koloru.
o ile w ogóle to możliwe z tym ajlajnerem.
efekt na oczach, po nieszczęsnym kwadransie:

zmarnowałam zatem czas, pożałowałam nawet ośmiu złotych, a utwierdził mnie dodatkowo w metalicznej rozpaczy fakt, iż owy eyeliner mnie UCZULIŁ! :E dlatego o trwałości wypowiedzieć się nie mogę.
z ręką na sercu, jeszcze nic ze mnie nie wycisnęło tyle łez.
czasem odczuwa się lekkie pieczenie, które ustaje po paru minutach, tu niestety objawy się nasilały a ja błądziłam po pokoju niczym ślepy krecik, tudzież myszka laboratoryjna z przekrwionymi oczkami.
dla mnie wszystko co związane z tym eyelinerem jest na NIE.cóż, wielka szkoda, bowiem całkiem miło się zapowiadał.
kontynuując nieszczęśliwą, eyelinerową passę, napiszę na dniach o:
Pierre Rene, perfect liner super stay w odcieniu zielonym.taki on perfekt to wcale niestety nie jest...

tak z innej beczki, co by sobie poprawić humor, pochwalę się nowym nabytkiem moich rodziców z którego namiętnie korzystam ;d
teraz mam zachciankę na jakieś magiczne syropy w celu urozmaicenia  :>



i na koniec instagramowe bzdety, bzdeciki ;) niestety z telefonem komórkowym rozstać się nie możemy.

6 komentarzy:

  1. ładny kolorek tego eyelinera :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również mam słabość do fioletowych kosmetyków;) Aczkolwiek do tego eyelinera mnie nie ciągnie, bo na kilku blogach spotkałam się z niezbyt pochlebnymi opiniami na jego temat... Wszyscy skarżą się na kiepską pigmentację i prześwity. Współczuję z powodu uczulenia. Znam to uczucie, gdy po omacku szuka się chusteczki/wacika i czegoś do demakijażu, co pozwoli pozbyć się tego ustrojstwa...

    Mam czarny eyeliner z Pierre Rene i jego pigmentacja też pozostawia sporo do życzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi również kolor eyelinera się bardzo podoba. *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. no wreszcie! :)
    dobra kawa zawsze jest dobra :D
    wbrew pozorom, eyeliner prezentuje się na zdjęciach całkiem przyzwoicie [ale obstawiam, że to tylko i wyłącznie Twój własny warsztat].
    15 minu, za przeproszeniem, nie jebałabym się z kreską, bo tyle maksymalnie zajmuje mi wykonanie makijażu do pracy. Gratki za cierpliwośći i wytrwałość w pozowaniu do zdjęć, tym bardziej, że dziad uczulił!

    OdpowiedzUsuń
  5. tęskniłam za Twoimi pięknymi oczyskami :) fajnie, że wróciłaś
    a kolor eyelinera bardzo mi się podoba, ciekawa jestem czy ja kiedykolwiek odważę się na kolorowe kreski :D tylko trzeba najpierw znaleźć taki, którym bez problemu się pomaluję.. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. kolor ciekawy, ale ja też mam słabe doświadczenia z tym eyelinerem :|

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.