niedziela dla włosów, hair pro-tox

na początku dodam, że zdjęcia są załączone w swojej maksymalnej rozdzielczości, także jeśli chcecie im się przyjrzeć z bliska to jest taka możliwość ;d
szukałam dobrego miejsca (a właściwie dobrze oświetlonego miejsca), wolałam pominąć, hm, wystroje wnętrz pokoi, a postawić się na tle białej ściany co by nic nie rozpraszało uwagi (no, pomijając szafę ;d).
muszę przyznać, że dziś na zdjęciach moje włosy mi wybitnie przypadły do gustu a wiedziałam to już wczoraj kiedy robiłam tradycyjny proces olejowanie-mycie-maska.
niemniej jednak, dzisiejszy wygląd moich włosów zawdzięczam kallosowi, hair pro-tox ;3
bardzo żałuję, że nie przyjrzałam się dokładnie kiedy robiłam zdjęcia i jakby, hm, pierwsza warstwa włosów, ta zewnętrza, nie rozplątała się do końca z koczka ślimaczka i utworzyła coś co kształtem przypomina pączka ;d

olejowanie: dzięki uprzejmości Moniczki, dostałam 'w spadku' olej lniany. moje włosy go nad wyraz lubią, w związku z tym wylądował na włosach na jakieś dwie godziny.
mycie: użyłam mojego nowego szamponu za sprawą którego wzięłam (oczywiście chwilowy!) rozwód z mydełkiem cedrowym. nie mogłam się oprzeć nowości z biolavenu ;3 ładnie sobie poradził z domyciem włosów, które na wszelki wypadek zemulgowałam przed myciem odrobiną hair botoxu/pro-toxu ;d
maska: hm, w tym czasie zdążyłam umyć twarz + zęby oraz zatańczyć do paula mccartneya (akurat włączyłam radio na oldies ;d) więc trzymałam hair pro-tox jakieś 10 minut. spłukałam, zawinęłam w bawełnianą koszulkę. po wyschnięciu włosów rozczesałam je i już czułam, że zaraz obok nivea, long repair to będzie moja ulubiona maska/odżywka trzymana parę chwil na głowie ;3
notabene, użyłam jej już wcześniej w ciągu tygodnia i Monika stwierdziła, że włosy lśnią mi bardziej niż zwykle ;3