sobota, 6 czerwca 2015

Biolaven, Płyn micelarny

Miłość do kosmetyków firmy Biolaven trwa i nie wygląda na to by cokolwiek miało ją zatrzymać. Wszystko co zdążyłam już kupić, przypadło mi do gustu. Nie inaczej było z tym płynem micelarnym.
Po długiej znajomości z Garnierem, który sprawdza się u mnie świetnie od ponad roku, ale zwyczajnie mi się znudził, szukałam czegoś nowego. Na oku miałam płyn Lipowy Sylveco, którego jeszcze nigdy nie używałam, a zbiera świetne opinię. Ponadto moje umiłowanie do Sylveco jest chyba dozgonne.
Jednak kiedy w osiedlowym sklepie zielarskim, który od jakiegoś czasu zaskakuje mnie asortymentem, zobaczyłam płyn z Biolavenu, przepadłam. Zdecydowała niższa cena oraz zapach, który w tej linii podbił moje serce.


Skład kosmetyku mówi sam za siebie. Same dobroci, naturalne składniki, łagodne detergenty. Znajdziemy tutaj glicerynę, panthenol, kwas mlekowy, mleczan sodu, czyli kwartet nawilżających humektantów. Ponadto olejek lawendowy o działaniu antyseptycznym, przyśpieszającym gojenie ran, stosowany jest również w kosmetykach do skóry trądzikowej.

Płyn kosztował mnie 14,50 zł za 200 ml. Na stronie producenta cena to 16 zł.
Szata graficzna typowa dla tej linii, która mnie bardzo przypadła do gustu. Kojarzy się z naturą i zdrowiem. Ponadto daje wyobrażenie zapachu, ponieważ widzimy tutaj lawendę. Lawenda nie jest jednak główną nutą zapachową Biolavenu. Moim zdaniem to połączenie słodkich winogron, lawendy oraz kilku kropel kwasowości cytryny.
Intensywność zapachu zbija z nóg <3

Przed użyciem zawsze wstrząsam buteleczką, nalewam na waciki i oczyszczam twarz z makijażu. Płyn świetnie sobie radzi z makijażem twarzy, niezależnie od użytej ilości kosmetyków. Makijaż oczu również nie jest mu straszny. Dobrze zmywa tusz, cienie, nawet smoky eyes czy wodoodporny eyeliner.
Twarz nie jest ściągnięta ani wysuszona, przeciwnie. Jest dokładnie oczyszczona i pozostawia wrażenie odprężenia.
Płynu używam również podczas porannej toalety. Po przebudzeniu przecieram twarz wacikiem nasączonym płynem, dzięki czemu nie muszę używać żelu do mycia i wody, co mojej buzi wyraźnie posłużyło.
Uwielbiam to uczucie odświeżenia, a zarazem odżywienia skóry. Czasem zdarzało się, że rezygnowałam już z kremu na dzień, ponieważ skóra była odpowiednio gładka i nie wołała o dawkę nawilżenia.
Wydajność przy stosowaniu dwa razy na dzień oceniam jako dobrą z plusem.

Teraz zmykam na rower, a wieczorem, hm... najwyraźniej będę 'wysiadywać' krzesła barowe ;d
Dobrej soboty!: )


M.

9 komentarzy:

  1. Ma pewno wypróbuje i płyn bo mam żel do mycia twarzy i bardzo go lubię :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na żel również się skuszę, ale najpierw muszę skończyć obecny : )

      Usuń
  2. mam z tej serii żel do mycia twarzy :) ciekawa jestem tego płynu

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem wierna Garnierowi ze względu na pojemność. :) Żeby dokładnie zmyć Coloratay wklepany flat topem trzeba trochę tych nasączonych wacików zużyć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Garniera pewnie też wrócę, ale na razie mam ochotę na nowości ;d I na coś naturalniejszego : )

      Usuń
  4. Widziałam go w Realu, chyba warto wypróbować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Realu u mnie w mieście ta seria ma niższe ceny niż u producenta ;d

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.