wtorek, 21 kwietnia 2015

#bodycare, naturalne masła

...co prawda wpis o pielęgnacji (tej najbardziej aktualnej) ciała miał już miejsce (nieco połowicznie, bez większego zagłębiania się w szczegóły), ale zważywszy na głębsze zainteresowanie tematem redhaircontrol (;*), postanowiłam stworzyć post właśnie na temat pielęgnacji ciała przy użyciu naturalnych masełek :3
oczywiście o zastosowaniu maseł naturalnych do ciała wiedziałam już dużo wcześniej, jednakże z początku kupowałam je (jakżeby inaczej ;d) z myślą o pielęgnacji włosów. jednym z pierwszych maseł jakie użyłam było kakaowe (więcej tutaj, klik!). nałożone solo (bez wymieszania z innymi, bardziej 'lekkimi' olejami) powodowało usztywnienie włosów, natomiast idealnie sprawdzało się właśnie do ciała. nigdy nie roztapiałam go w mikrofalówce, 'fundowałam' sobie długi (masło jest dość twarde i po zetknięciu ze skórą, fakt ulega rozpuszczeniu... tylko powolnemu, stopniowemu).
nie lubię pisać, że 'oh, jaki odprężający kosmetyk, jaka ja byłam rozluźniona' ;d, ale przyznaję i podpisuję się pod tym, iż podczas masażu oraz pięknym kakaowym/czekoladowym zapachu roztapiającego się masełka czułam się całkiem przyjemnie.
dlaczego akurat masła? otóż, kiedy jeszcze sięgałam po produkty drogeryjne, zawsze przyciągały mnie właśnie masła, a nie balsamy, czy też, o zgrozo, mleczka do ciała... (średnio lubię oleje {jak choćby te, które używam do włosów} z przeznaczeniem do ciała, czuję się jakby co najmniej po mnie ściekały, a kiedy nałożę za mało, one tym samym całkowicie się wchłoną i skóra, moim zdaniem, pozostaje tak samo przesuszona jakbym nic z nią nie zrobiła. toleruję jedynie oliwki typu BDFM po kąpieli) i tak przeglądając sklepy internetowe jak choćby zrobsobiekrem, czy calaya skusiłam się na produkt naturalny.
dziś napiszę o dwóch masełkach, które aktualnie mam 'na stanie', choć moim zdaniem, wszystkie dają podobny (ale muszę zaznaczyć, iż zachwycający!) efekt.
w kwestii przechowania masła awokado, na różnych stronach są odmienne informacje. wolę jednakże po otwarciu trzymać je w lodówce, tak dla świętego spokoju, w obawie o ewentualną utratę jego właściwości.
masło awokado jest bardziej miękkie od większości maseł, nawet tuż po wyjęciu z lodówki :3
na zdjęciu - masełko pochodzi ze sklepu calaya, w przyszłości natomiast będę je kupować w sklepie zrobsobiekrem (to drugie w kolejności posiadało wyczuwalne drobne, woskowe granulki decydujące o specyficznych właściwościach masła awokado). kolor jasno beżowy, bez zapachu (dlatego często dodaję olejki eteryczne typu naturalny olejek pomarańczowy, pięknie pachnie!).
masło podobnie jak sam olej bogate jest w proteiny, aminokwasy, fitosterole, lecytynę i minerały.
skóra po zastosowaniu jest odżywiona, natłuszczona, odczuwalnie jędrniejsza. masło wykazuje dużą zgodność z naturalnymi lipidami skóry, uzupełnia tym samym barierę lipidową.
nie wchłania się w całości, ale nie wyciera się jakoś specjalnie (tym samym pozostając na skórze) w kontakcie z ubraniem czy też kołderką :3 w takich relacjach olej wytarłby się w trymiga.
właśnie za sprawą tego zdobyły moją wieczną miłość.
masło shea, ma nieco więcej odczuwalnych 'granulek' (tym samym mając miękką, grudkową masę w temperaturze pokojowej), które oczywiście ulegają rozpuszczeniu w kontakcie ze skórą.
podobnie jak masło awokado - masło karite jest przechowywane przeze mnie w lodówce. po bezpośrednim wyjęciu z niej, rozsmarowuje się minimalnie gorzej niż masełko opisywane wyżej.
po zastosowaniu skóra jest gładka, miękka i przyjemna w dotyku. przyznam, że lubię się tak 'dotknąć' tuż po peelingu i wysmarowaniu masełkiem, skóra jest bajeczna w dotyku! substancje zawarte w maśle shea przyspieszają gojenie się ran (na przykład tych po depilacji, ja na tę okoliczność potrafię się zaciąć 2-3 razy w tym samym miejscu ;3), niwelują podrażnienia (choć na podrażnienia moim numerem jeden, od zawsze, na zawsze jest sudocrem).
obydwa masełka są niesamowicie wydajne, zwykle kupuję je w pojemnościach 80-200 g, czyli cena waha się od około 15 zł do 30 zł. moim zdaniem są warte swojej ceny, bez dwóch zdań.
tymczasem po opublikowaniu posta wracam do misji pod tytułem 'sklepy z tapetami', rozkaz wydany przez najwyższe 'zwierzchnictwo' w domu zwane mamą ;d

na koniec próbki (olej z marchwi, olej z czarnej porzeczki), które z racji tego, iż moje zamówienie wynosiło powyżej 50 zł, mogłabym sobie wybrać w liczbie dwóch :3
co prawda, wspomniałam już o tym na blogu, ale naprawdę podoba mi się, iż sklep daje możliwość wybrania sobie dowolnej próbki, bez wysyłania 'losowego' bądź jak w większości sklepów bywa - żadnego.
produkty zawsze są zabezpieczone z należytą starannością : )

8 komentarzy:

  1. Strasznie lubie olejek z marchwi, nadaje skórze ładny zdrowy kolor i fajnie nawilża. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam olej z czarnej porzeczki i sprawdza się świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a wczoraj szukałam na ZSK idealnego masełka do ciała. :D Kupię sobie te dwa. :D Zastanawiałam się jeszcze nad mango i kokosem, ale nie jestem do końca przekonana. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm chyba pierwszy raz o nim słyszę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm chyba pierwszy raz słyszę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie od dawna kusi zakup masła shea :) chyba skuszę się na nie w maju :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam dużo dobrego o oleju z marchwi. Swoją drogą uwielbiam awokado, więc myślę, że tutaj też bym polubiła:D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.