Po pozytywnym zaskoczeniu Mydłem Cedrowym, które niestety skończyło się około dwa miesiące temu, postanowiłam zakupić inną wersję tego produktu.
Kusiło mnie mydło kwiatowe, ale ze względu na cenę wybrałam miodowe, które kosztowało około 16 zł za 300 ml.
Opakowanie niczym nie różni się od Cedrowego - jest plastikowym słoikiem z zakrętką. Lubię taką formę, bo bez problemu można wszystko wykorzystać do końca. Pod prysznicem sprawia kłopot odkręcenie go mokrymi rękami. Należy również uważać, by nie dostała się do środka woda.
Konsystencja to gęsta, klejąca pasta, która ciągnie się niczym prawdziwy miód. Pieni się w kontakcie z wodą dość obficie, wystarczy potrzeć chwilę w dłoniach. Jest to jednak bardzo kremowa pianka, nie taka typowa jak po SLSach.
Główną rolę gra tutaj zapach! Prawdziwy miodek z cytryną. Nie jest to sztuczna woń, jest bardzo naturalny, przyjemny, lekko słodki.
Ja używam mydła regularnie do twarzy i włosów. Uwielbiam takie produkty, które można użyć właściwie do każdej części ciała. W razie ewentualnego wyjazdu wystarczy zapakować jedno opakowanie ze sobą, zamiast dźwigać kilka różnych, każdy do innego celu.
Produkt świetnie sprawdza się do mycia twarzy po wstępnym demakijażu płynem micelarnym, usuwa nawet makijaż oczu, w tym tusz i eyeliner. Buzia nie jest ściągnięta, sucha, za to dobrze oczyszczona i gładka w dotyku.
Podobnie jeśli użyjemy mydełka pod prysznicem. Ciało jest dokładnie oczyszczone, a skóra nie jest wysuszona. Wręcz sprawia wrażenie wygładzonej i bardziej miękkiej.
Mydło dobrze się pieni na skórze, gładko się rozprowadza i szybko spłukuje. Nigdy nie podrażniło mojej skóry na twarzy czy ciele.
Włosy myję nim kilka razy w tygodniu. Najpierw zwilżam całe kosmyki, a potem odrobinę mydła rozcieram w dłoniach i zaczynam masować skalp. Jeśli włosy są naolejowane, powleczone lakierem i innymi środkami stylizującymi czy po prostu bardziej nie świeże przy pierwszym myciu mydło gorzej się pieni, więc często dokładam dodatkową porcję by dobrze domyć skalp. Spłukuję oraz powtarzam czynność. Wtedy już nawet odrobina wzięta na opuszek wytwarza dużo piany.
Włosy po umyciu są lekko szorstkie, ale dobrze oczyszczone, niepoplątane. Nie zauważyłam większego wpływu na jakość włosów, nie błyszczą się bardziej, kiedy potraktuje je tym mydłem, nie są bardziej miękkie. Na pewno nie przedłuża świeżości oraz nie dodaje objętości. Włosy wymagają użycia odżywki czy maski po myciu. Ale to nie minus, ponieważ zawsze je nakładam ; )
Jest to produkt warty uwagi i cieszę się, że na niego trafiłam, ale nie wrócę do niego więcej (chyba, że dla tego zapachu <3). Z mydła cedrowego byłam bardziej zadowolona.
i zapowiedź kolejnego posta, który zapewne przyjdzie prędzej niż wiosna tego roku, oraz jak choćby zapełnienie nowościami mojej szafy wiosenną garderobą http://www.sakolife.pl bądź załatwienie klubu na wieczór panieński, który organizujemy ;D
Właśnie używam, średnio co kilka myć. Na pewno kupię cedrowe jak to mi się skończy :)
OdpowiedzUsuńJa tam uwielbiam wszystkie kosmetyki rosyjskie. Bardza lubię serię love2mix, babuszkę Agafię właśnie, Planetę Organicę. Cedrowe mydło, o którym wspominasz, pięknie pachnie.
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemny produkt :)
OdpowiedzUsuńCiekawy projekt :) ale bym przygarnęła ten wosk <3
OdpowiedzUsuńKupiłam cedrowe i zobaczymy co to bedzie :)
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas używam cedrowego, ale jeszcze nigdy do włosów. Miodowe wydaje się być dobrym zdzierakiem. ;]
OdpowiedzUsuńChcę kupić czarne mydło, ale jest strasznie drogie:/
OdpowiedzUsuńZa sam zapach bym wypróbowała :D
OdpowiedzUsuńDla samego zapachu spróbowała bym ;P
OdpowiedzUsuń