Suchego szamponu używam sporadycznie. Wyjątkowo rzadko na cały skalp, by odświeżyć włosy. Najczęściej zdarza mi się psiknąć nim na grzywkę. Każda posiadaczka grzywki wie, że trudno jest się oprzeć by w ciągu dnia jej nie dotykać, tym samym przyśpieszając jej przetłuszczanie.
Do tej pory używałam tylko Batiste, z którego byłam zadowolona. Podczas spotkania Meet Beauty otrzymałyśmy do przetestowania suchy szampon firmy Syoss. Niestety z tą marką nie mam najlepszych wspomnień i gdyby nie fakt, że trafił do mnie właściwie za darmo, to sama na pewno bym go nie kupiła bojąc się, że to bubel.
Okazało się jednak, że nie warto mieć uprzedzeń, ponieważ szampon z Syoss jest całkiem fajnym produktem, z którego korzystam i być może kiedyś przy okazji promocji kupię ponownie.
Ja otrzymałam wersję do włosów przetłuszczających się, czyli w sam raz dla mnie ;d Jest na pewno jeszcze wersja dodająca objętości, którą również bym nie pogardziła.
Opakowanie zawiera 200 ml produktu, który przy moim sporadycznym stosowaniu na pewno starczy na długo.
Zapach kosmetyku jest bardzo intensywny, cytrynowy. Osobiście nie przypadł mi specjalnie do gustu, ale nie jest na tyle nachalny, żeby mi przeszkadzał. Ulatnia się z włosów po aplikacji w ciągu kilku minut i nie ma po nim śladu.
Szampon moim zdaniem bieli włosy bardziej niż Batiste, za co ma małego minusa. Trudniej się go wyczesuje, nie jest tak łatwo pozbyć się białego nalotu. Na moich rudych włosach niestety lubi się osadzić na przedziałku za grzywką.
Nauczyłam się go używać na grzywkę właśnie w taki sposób, by jak najbardziej minimalizować bielenie. Psikam z większej odległości i niżej, nie u samej nasady.
Szampon stosuję wtedy kiedy umyję włosy wieczorem. Psikam grzywkę rano podczas układania włosów, dzięki czemu zachowuje ona świeżość i puszystość przez cały dzień, nie muszę się martwić, że będzie przyklapnięta i smętna. Czasem odświeżam również pasma przy twarzy.
Suchy szampon to mój must have. Potrafię go nie używać przez kilkanaście dni, a potem sięgać po niego co drugi dzień. Zawsze warto mieć taki produkt na czarną godzinę ;d
Cena według internetu to około 15 zł.
Posta dodaję jadąc autobusem, ponieważ utkwiłam w wielkim korku ;c Pociesza mnie tylko myśl, że po powrocie obejrzę film na stronie http://goldvod.tv/ i wypiję kawę:)
M.
Przez zapach nie czuję się skuszona, ale sama marka interesuje mnie od dłuższego czasu.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś. Ale jest tyle zapachów batiste do przetestowania ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
nie lubię suchych szamponów, na moich ciemnych włosach zawsze zostawiają brzydki osad...
OdpowiedzUsuńNie przepadam za suchymi szamponami, ale fajnie, że u Ciebie się sprawdził. =)
OdpowiedzUsuńJeszcze przed Meet Beauty używałam suchego szamponu z Syoss właśnie w wersji "Volume" i niby byłam zadowolona z jego działania, ale wystarczyło dosłownie kilka psiknięć produktem i dobił dna. Z "Anti-grease" mam to samo - jest na wykończeniu i już nawet nie bieli, a nie używam go rzadko i jedynie na "przedziałek" :D Choć zauważyłam, że po Syoss nie swędzi mnie skóra głowy, jak w przypadku Batiste. Ale i tak stawiam na Batiste w awaryjnych sytuacjach, gdy włosy potrzebują odświeżenia :D
OdpowiedzUsuńKompletnie nie łapię idei suchych szamponów, nawet tych najlepszych. Już pomijam fakt, że chemia nie jest dla mnie. Woda to woda i koniec, nic nie umyje i nie odświeży lepiej niż tradycyjne metody.
OdpowiedzUsuńOczywiście rozumiem brak czasu i awaryjne sytuacje (czyli 100% mojego życia :D), ale nigdy bym się nie skusiła na te specyfiki.
Miałam go kiedyś i uważam że Batiste jest lepszy:)
OdpowiedzUsuń